wtorek, 31 marca 2015

Wymiar serialu: "American Horror Story: Freak Show" - Cyrk makabry i morderczy chichot

Tytuł: American Horror Story: Freak Show
Twórcy: Ryan Murphy, Brad Falchuk 
Sezon: 4 (niezwiązany fabularnie z poprzednimi sezonami! )
Gatunek: horror
Muzyka: James S. Levine
Polska premiera: 2014
Kraj produkcji: USA
Ilość odcinków: 13
Obsada: Jessica Lange, Sarah Paulson, Kathy Bates, Evan Peters, Emma Roberts, Frances Conroy, Denis O'Hare, Angela Bassett, Finn Wittrock i inni
Opis:

American Horror Story: Freak Show” swoją opowieść rozpoczyna w cichej, sennej wiosce Jupiter w stanie Floryda. Jest rok 1952. Niemiecka emigrantka i była gwiazda kabaretu Elsa Mars (Jessica Lange, „Błękit nieba”) prowadzi jeden z ostatnich gabinetów osobliwości w kraju. Gdy popularność jej widowiska zaczyna drastycznie spadać, kobieta postanawia odnaleźć i zrekrutować bliźniaczki syjamskie Bette i Dot (Sarah Paulson, „Zniewolony. 12 years a Slave”) - dwie różne osobowości dzielące to samo ciało."




Cyrk makabry i morderczy chichot


Od kiedy tylko w sieci zaczęły pojawiać się pierwsze pogłoski o czwartym sezonie "American Horror Story", z niecierpliwością wypatrywałam kolejnych szczegółów i informacji dotyczących jego tematyki. "American Horror Story: Asylum" to zdecydowanie jeden z moich osobistych faworytów jeśli chodzi o serialową grozę, zaś "American Horror Story: Sabat" również wspominam całkiem pozytywnie, choć prezentował się zdecydowanie lżej i słabiej, niż poprzednik. Gdy było już jasne, że tym razem Falchuk i Murphy wybiorą motyw cyrku, który to pozostawia wyjątkowo duże pole do popisu, miałam nadzieję, iż przedstawiona przez nich historia zachwyci mnie różnorodnością, bezkompromisowym, wstrząsającym         i oryginalnym podejściem do tematu, dosadnością, brutalnością oraz nastrojem bardziej przypominającym wspaniały "Asylum", niż nieco obyczajowy i rozrywkowy "Sabat". Pojawiające się z czasem plakaty i zapowiedzi tyczące się "American Horror Story: Freak Show" dodatkowo wzmocniły moje zainteresowanie produkcją, a także zwiększyły oczekiwania, jakie miałam względem niej, gdyż wprost uwielbiam klaunów i inne ekscentryczne, zakrawające o groteskę postacie w horrorach. Często umiejętnie wykreowani, nieprzewidywalni, dziwaczni bohaterowie potrafią zrekompensować mi ewentualne luki fabularne bądź też powolnie toczącą się akcję. Jak "Freak Show" wypada na tle innych sezonów? Czy spełnił moje wymagania? Co i kogo tym razem sprezentowali nam reżyserzy? Jaką rolę przyszło odegrać rewelacyjnej Jessice Lange?  




"American Horror Story: Freak Show" skupia się na wydarzeniach związanych z cyrkiem i show dziwolągów w Jupiter na Florydzie. Jest to jedno z ostatnich takich miejsc w Stanach Zjednoczonych. Na trupę składają się ci, którzy z różnych względów zostali odrzuceni przez społeczeństwo. Kiedy popularność widowiska zaczyna spadać, założycielka przedsięwzięcia próbuje pozyskać do grupy nowe dziwolągi. Wkrótce udaje jej się nawiązać kontakt z bliźniaczkami syjamskimi. Te jednak, zamiast przysporzyć cyrkowcom zysków, stają się przyczyną kolejnych problemów i kłótni. Obdarzone niespodziewanym talentem, irytują egoistyczną, zazdrosną i żądną sławy przywódczynię, doprowadzając ją tym samym do frustracji. Jakby tego było mało, obóz odmieńców obserwuje policja, a w okolicy zaczyna grasować morderca. Nawet sami artyści zmagają się z licznymi rozterkami osobistymi, mrocznymi sekretami, podstępami oraz zamieszkami, zarówno na polu zawodowym, jak i personalnym. Z powodu narastającej presji otoczenia, popadają w nałogi i nieraz poważnie rozważają opcję odejścia. Piętnowani przez mieszkańców wsi, zmagają się nie tylko ze swoimi słabościami, ale i z prześladowaniem oraz niezdrową fascynacją ze strony innych ludzi. Czy cyrk przetrwa kryzys? Jakie sekrety skrywają bliźniaczki? Kto odpowiada za masowe zabójstwa? Kogo przyciągnie do siebie gromada odmieńców?  Jak na losy nietypowych sióstr wpłynie zmiana dotychczasowego trybu życia? Jeżeli jesteście ciekawi odpowiedzi na te pytania oraz nie boicie się zatracić na chwilę w świecie wyrzutków, krętaczy, mutantów, przestępców i ekscentrycznych spektakli - obejrzyjcie czwarty sezon "American Horror Story".   




Tym razem Jessice Lange przypadła rola właścicielki cyrku dziwów niemieckiego pochodzenia - Elsy Mars. Postać jest pod pewnymi względami wtórna. To  jej największy minus. Lange ponownie cudownie sprawdza się jako silna, przedsiębiorcza liderka o wątpliwej moralności i zwyczajach. Elsa jest wielowymiarowa, czasem nieprzewidywalna, łączy ze sobą skrajne cechy, wartości. Pod maską ambitnej, altruistycznej, wielkodusznej dobrodziejki chowa drapieżnika po przejściach. Ukrywa swoje grzeszki i przewinienia, manipuluje otoczeniem. Zaślepia ją zawiść, pragnienie sławy, pieniędzy, władzy. Bywa okrutna, nieludzka, ale nieraz też zalewa się łzami, wspominając czasy dawnych przewinień, zatracając się w swojej ambicji i wielkich marzeniach. Prawdopodobnie każdy zagorzały miłośnik "American Horror Story" zauważy  tu schemat, jaki praktycznie w każdym sezonie powiela bohaterka grana przez Lange. Nie twierdzę, że jest to karygodne posunięcie twórców, niemniej jednak znacznie rzutuje na odbiór "American Horror Story: Freak Show" przez wielbiciela serii. Chętnie ujrzałabym Lange w nieco delikatniejszej, mniej dla niej typowej odsłonie.    




Murphy i Falchuk ponownie wykorzystali też wątek trójkąta miłosnego. Jimmy Darling (Evan Peters), przystojny człowiek-krab staje się obiektem westchnień zarówno sióstr Bette i Dot Tattler (Sarah Paulson), jak i "wróżki" Esmeraldy (Emma Roberts) oraz kilku innych, mniej ważnych bohaterek sezonu. Jimmy nie ma większych oporów, by wykorzystać swoją "wadę" jako zaletę, czym zdobywa sobie kolejne zwolenniczki. Nie mam żadnych większych zarzutów co do gry aktorskiej Evana, choć i tu widać pewien rodzaj powtarzalności zachowań granych przez niego postaci. Sarah Paulson dobrze sprawdza się w podwójnej, bardzo oryginalnej roli. Zarówno nieco przesłodzona, naiwna, bierna  Bette, jak i zdystansowana, ostrożna, rezolutna i odpowiedzialna Dot w jej wykonaniu prezentuje się prawie wyśmienicie. Ponadto, przedstawione niejako w opozycji do siebie siostry wspaniale ze sobą kontrastują, dodając tym samym "Freak Show" wyszukanego i świeżego posmaczku oraz napędzając tym samym większość właściwej akcji. Emma Roberts ponownie poprawnie odtwarza charakter dziewczyny, która w widzu wzbudza raczej negatywne odczucia, choć, dla odmiany, przechodzi przez pewien rodzaj przemiany i wydaje się być bardziej ludzka. Największym plusem całego sezonu są dziwaczni, barwni bohaterowie, którzy to często bardziej przerażają samym wyglądem, niż swoją osobowością, choć nie brakuje tu i całkowicie przesiąkniętych zepsuciem zwyrodnialców. Jednym z najciekawszych czarnych charakterów jest Klaun Twisty (John Carroll Lynch) - bardzo groteskowy, smutno-śmieszny, nieco tajemniczy i kompletnie oderwany od rzeczywistości. Murphy i Falchuk w bardzo intrygujący sposób ukazali jego przeszłość, tożsamość oraz wydarzenia, jakie przyczyniły się do pewnego rodzaju ogarniającego go obłędu. Nie ukrywam, że pod pewnymi względami mnie one zaskoczyły. Obok cyrkowej trupy krąży także Dandy Mott (Finn Wittrock), stereotypowy psychopata typu  Patricka Bateman'a (American Psycho), czyli świetnie usytuowany, inteligentny, ale kompletnie zdemoralizowany, na wskroś przesiąknięty żądzą krwi i wyróżnienia się młodzieniec, rozpieszczany przez swoją troskliwą matkę - Glorię (Frances Conroy). Wittrock naprawdę wybornie wyraził zmieniające się na jego twarzy jak w kalejdoskopie emocje oraz wynagrodził mi wszelkie nudniejsze momenty fabularne, sprawiając, że całą historię śledziłam głównie dzięki niemu.    




Akcja osadzona jest głównie w 1952 r. na Florydzie, ale pojawia się wiele retrospekcji do nazistowskich Niemiec i nie tylko. Momenty, kiedy fabuła cofa się w czasie są świetne i nieraz trudniejsze do przewidzenia, niż te bardziej współczesne. Klimat produkcji nieraz przypomina nieco ten z filmów klasy B. Bywa przejaskrawiony, chaotyczny. Raczej niewiele tu delikatności czy też powolnego budowania nastroju i posępnej atmosfery. Świetnie współgra z cyrkową tematyką. Cukierkowy obóz odmieńców doskonale podkreśla okoliczne morderstwa. Rozwiązania fabularne bywają bardzo brutalne, widz znajdzie tu mnóstwo obrzydliwych, mocnych, szokujących ujęć, chyba najbardziej wyrazistych w całej historii serialu. Problemy społeczne omówione przez "American Horror Story: Freak Show" znacznie bardziej przypadły mi do gustu, niż te z "Sabatu". Całość prezentuje się znacznie ciężej, dojrzalej, dosadniej i mniej obyczajowo, niż poprzedni sezon. Bohaterowie są dokładniej zarysowani, mniej stereotypowi, a także częściej mają swoje za uszami. Przeważają czarne, bądź "szare" charaktery, mniej jest tych jednoznacznie dobrych. Przez to są ciekawsze, wprowadzają większy zamęt, szokują i poruszają. Niektórym może przeszkadzać ich niesamowita groteskowość i dziwaczność, ale dla mnie stanowiła ona raczej plus, niż minus. W "Freak Show" jest znacznie więcej grozy, niż we wcześniejszej historii. Miłośnicy makabry powinni być tu bardziej usatysfakcjonowani, niźli wcześniej. Jak zwykle nie zabrakło też i licznych scen erotycznych oraz wątków miłosnych. Generalnie zostały one jednak przedstawione w bardziej wyrazisty i mniej naiwny sposób. Bardzo podobało mi się nawiązanie do legendy o Edwardzie Mordake i jego dwóch twarzach.

Tempo samej akcji bywa nieco mozolne, nierówne i czasem może nieco nudzić. Historyjki bohaterów są intrygujące, ale jest ich naprawdę mnóstwo i można się w nich trochę pogubić. Bywają chaotyczne, niemniej jednak odniosłam wrażenie, iż są lepiej dopracowane, niż te w "American Horror Story: Sabat". Również bohaterowie poboczni bardziej przypadli mi do gustu. Zdecydowanie więcej tu różnego rodzaju dewiacji, deformacji i oryginalności. Ma Petite, Pepper, Paul, lalka brzuchomówcy, człowiek-siłacz świetnie dopełniają fabułę i nadają produkcji charakteru. Zachwyciło mnie zakończenie. Sądzę, iż stanowiło jedną z największych zalet tego sezonu, bardzo mnie usatysfakcjonowało i świetnie domknęło historie poszczególnych postaci. Odcinek finałowy wspominam najpozytywniej. Sprawił, że przymknęłam trochę oko na nudniejsze chwile i bardziej infantylne wydarzenia tego sezonu.




Sporą część "Freak Show" stanowią covery znanych przebojów w wykonaniu gwiazd serialu - m. in. Jessici Lange, Evana Petersa. Twórcy przedstawili nam interpretację utworu "Life On Mars?" Davida Bowiego,  "Gods & Monsters" Lany Del Rey, "Come As You Are" Nirwany, "Criminal" Fiony Apple. Najbardziej podobało mi się przejmujące wykonanie Lange, choć i reszta artystów zaśpiewała całkiem nieźle. Mimo wszystko wolałam oprawę muzyczną "Asylum". Plusem były również intrygujące nawiązania do wydarzeń z poprzednich sezonów, rozwinięcie wątku Pepper  oraz jej pochodzenia. 

"American Horror Story: Freak Show" będę wspominać znacznie lepiej, niż "American Horror Story: Sabat". Nie dorównuje jednak sezonowi drugiemu i masakruje czytelnika nadmiarem wątków i bohaterów. Pomimo tego, zostali oni znacznie lepiej dopracowani, niż w "Sabacie". Znacznie więcej tu też grozy, dosadności. Postacie są bardziej wielowymiarowe, barwne, mniej przewidywalne. Dominuje horror, a nie wątki obyczajowe. Aktorzy jak zwykle sprawili się bardzo dobrze, niemniej jednak łatwo zauważyć wtórność granych przez nich ról. Sama koncepcja, scenografia i pomysły twórców nieraz potrafią nieco zaskoczyć oraz zszokować widza, zasługują na uznanie. Historia nie wykorzystała całego potencjału motywu cyrku oraz przydałby się jej jaśniejszy, bardziej wyodrębniony wątek główny, ale mimo to wypadła całkiem dobrze.   


POLECAM: miłośnikom groteskowych horrorów, klaunów, seryjnych morderców, psychopatów oraz odmieńców w serialach, którym nie będzie przeszkadzać obfitość wątków i postaci oraz ich podobieństwo do bohaterów z poprzednich sezonów.

NIE POLECAM:  zwolennikom grozy w lekkim wydaniu, bardzo powolnie budowanego napięcia, nastroju, wszelkim "wrażliwcom", którym przeszkadza makabra i groteska. 
   

Moja ocena:

8/10,        4+


TRAILER:





~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Utwory na dziś:

David Bowie - Life On Mars?

Alien Sex Fiend - Another Planet


  



sobota, 28 marca 2015

Książkowe wymiary na Facebooku!



Sądzę, że czas najwyższy założyć fanpage'a bloga, zwłaszcza, że znaczna część blogosfery już dobrze się tam zadomowiła. Nie chcę być wyjątkiem :-) Będę bardzo wdzięczna za wszelkie polubienia, to dla mnie wspaniała motywacja do pisania, a dla Was - kolejna z najprostszych możliwości śledzenia najnowszych postów, do których linki będę tam zamieszczać - Książkowe wymiary



P.S. W najbliższej notce recenzja czwartego sezonu "American Horror Story" :-)


wtorek, 24 marca 2015

Recenzja: "Sepultura. Brazylijska Furia"

Autor: Jason Korolenko
Tytuł oryginalny: Sepultura
Tłumaczenie: Lesław Haliński
Liczba stron: 276
Cena rynkowa: 45, 90 zł
Wydawnictwo: In Rock
Polska premiera: październik 2014
Opis wydawcy:

Sepultura. Brazylijska furia to historia zespołu, który zaczynał w Belo Horizonte, trzecim co do wielkości mieście w Brazylii, by potem zyskać sławę i uznanie na całym świecie. Autor oraz oddany fan Sepultury, Jason Korolenko, opisuje młodość założycieli grupy, którzy zaczynali przygodę z muzyką w okresie, gdy ich kraj przechodził poważne zmiany społeczno-polityczne i z państwa rządzonego przez dyktaturę wojskową przekształcał się w nowoczesną demokrację. Następnie możemy śledzić zmiany stylu i składu zespołu, przypatrując się zarazem jego niezwykłej międzynarodowej karierze – od debiutanckiego minialbumu „Bestial Devastation”, wydanego w roku 1985, aż po najnowszą płytę: „The Mediator Between Head And Hands Must Be The Heart”. Całość uzupełniają liczne unikatowe zdjęcia oraz szczegółowa dyskografia."



Dźwięk buntu i tradycji

Sepultura, jeden z najpopularniejszych brazylijskich zespołów metalowych, największy rozgłos zdobyła w latach dziewięćdziesiątych, w czasach rozwoju grunge'u, a w związku z tym w dosyć niefortunnej dla metalu dekadzie. Co więcej, wraz z falą największego sukcesu pożegnała się ze swoim frontmanem, Maxem Cavalerą, którego to zastąpił Derrick Green. Doprowadziło to do rozłamu wśród fanów grupy, których to znaczna część, napędzana dodatkowo szumem medialnym wywołanym przez Maxa, przestała śledzić jej najnowsze dokonania. Można dyskutować, czy zmiana składu formacji wpłynęła pozytywnie na jej twórczość oraz kto lepiej sprawdza się tu w roli wokalisty, ale trudno nie docenić wpływu, jaki Sepultura wywarła na rozwój gatunku oraz promocję Brazylii i jej muzycznych tradycji, do których często odnoszą się poszczególne utwory, łącząc tym samym metalową ciężkość z folklorem. Właśnie dzięki tym południowoamerykańskim naleciałościom i związanej z nimi charakterystyczności kolejne płyty muzyków zdobyły międzynarodową popularność, zapewniając im rozpoznawalność i uznanie. Sięgając po "Sepulturę. Brazylijską furię" chciałam poznać szczegółową historię zespołu, jego tras koncertowych, a także przypatrzeć się działaniom, które, pomimo niesprzyjających okoliczności, zapewniły mu takie powodzenie. Co zastałam?

Jason Korolenko, zagorzały fan Sepultury, podzielił biografię na krótkie rozdziały, opisujące poszczególne etapy rozwoju grupy. Swój wywód rozpoczął od nakreślenia czytelnikowi kulturowo-politycznego tła i historii Brazylii sprzed i z okresu dyktatury wojskowej, panującej tam w latach 1964-1985. To właśnie polityczny reżim, w którym dorastali bracia Cavalera przyczynił się pośrednio do wyboru ich muzycznej ścieżki, fascynacji tematami obrazoburczymi oraz prowokujących tekstów, często głoszących treści anty-polityczne i wolnościowe, krytykujących ówczesny system władzy. Nawiązał również do wczesnych rockowych inspiracji założycieli zespołu, ich fascynacji zagraniczną i miejscową sceną thrash-,  black-, death-metalową, historii i okoliczności powstania thrashmetalowej legendy, zdobycia popularności zarówno w samej Brazylii, jak i poza jej granicami, zmian w wizerunku zespołu. Podkreślił wpływy, jakie na twórczość Sepultury miał zewsząd otaczający ją rytm, tradycyjna muzyka południowoamerykańska. Omówił, co miało wpływ na niezwykły sukces muzyków, skąd wziął się ich ogromny zapał do gry i siła przebicia.

Fakty tyczące się rozwoju Sepultury zostały przedstawione chronologicznie. Korolenko rzetelnie streścił i opisał dzieje zespołu zarówno przed, jak i po odejściu Maxa Cavalery. Skupił się jednak na jej działalności muzycznej, omawiając kolejne płyty i koncerty, prawie całkowicie unikając wzmianek o ewentualnych ekscesach i zawirowaniach w życiu prywatnym muzyków. Stworzył krótkie, treściwe, intrygujące kompendium wiedzy o karierze zespołu, pozbawione szczegółowych informacji o nałogach, przygodach z używkami, imprezach, typowych dla rockandrollowego, podróżniczego trybu życia. Nie ma tu zbyt wielu zabawnych anegdotek, czy też długich dywagacji i przypuszczeń odchodzących od tematu. Autor w pasjonujący sposób opisał proces powstawania kolejnych płyt i nawiązał do dzieł kultury, które były inspiracją do ich stworzenia, w tym m. in. do twórczości Kubricka i Dantego.  Podkreślił ogrom pracy, wytrwałości i poświęcenia artystów, jakie wymagała chęć utrzymania się z grania.   Książka jest konkretna, pozbawiona charakteru sensacyjnego, bardzo profesjonalna. Jest to jednak zrozumiałe, gdyż 276 stron to dosyć niewiele miejsca na szczegółowe omówienie ponad trzydziestu lat istnienia grupy. Całość powinna zadowolić każdego odbiorcę zainteresowanego rzetelnym źródłem informacji o Sepulturze i innych metalowych gigantach. 

Znaczną część biografii zajmuje analiza rozłamu w zespole, sprawy tyczące się przyczyn i okoliczności odejścia Maxa Cavalery, po części napędzane przez jego żonę i ówczesną menadżerkę grupy - Glorię. Korolenko jest tu raczej obiektywny, aczkolwiek nieco dokładniej opisuje sprawę z punktu widzenia pozostałych muzyków Sepultury, obarczając większą winą za zaistniały konflikt Maxa i jego małżonkę. Przytacza fragmenty wywiadów i treściwie analizuje powody takiego następstwa zdarzeń. Jego pełen pasji, żwawy, prosty styl wypowiedzi zachęca do przesłuchania omówionych przez niego utworów, również tych stworzonych w ostatnim dwudziestoleciu. 

Książka została bardzo ładnie wydana i prezentuje się naprawdę solidnie. Znacznym plusem jest zamieszczona na końcu dyskografia oraz wydrukowane na grubym papierze wspaniałe, kolorowe zdjęcia z prób, tras koncertowych i nie tylko. 


POLECAM: wszystkim miłośnikom Sepultury i szeroko pojętej muzyki metalowej, którzy szukają ciekawego, treściwego źródła informacji o działalności zespołu i jego muzycznych inspiracji.

NIE POLECAM: wielbicielom biografii o charakterze sensacyjnym, pełnym zabawnych anegdot tyczących się rockandrollowego imprezowania i stylu życia.

        


Moja ocena:

 8 /10,        4+




Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu In Rock






~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Utwory na dziś:

Sepultura - Roots Bloody Roots

Sepultura - Propaganda

Sepultura - Sepulnation