poniedziałek, 6 stycznia 2014

Recenzja: "Kolor magii"

Autor: Terry Pratchett
Tytuł oryginalny: The Colour Of Magic
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Liczba stron: 208
Cena rynkowa: 29, 90 zł
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Polska premiera: wrzesień 1994
Opis wydawcy:

"To pierwsza część słynnego wieloksięgu rozgrywającego się na płaskiej Ziemi - śmieszna, mądra i cudownie zadowalająca - jak wszystkie książki Pratchetta. W odległym, trochę już zużytym układzie współrzędnych, na płaszczyźnie astralnej, która nigdy nie była szczególnie płaska, skłębiona mgiełka gwiazd rozstępuje się z wolna... Spójrzcie..."



Żółw, na którym stoją cztery słonie 


Twórczością Pratchetta zachwyca się już tylu miłośników fantasy, że aż wstyd choćby nie spróbować dać się wciągnąć przez "Świat Dysku". Pokaźne grono wielbicieli pisarza, który pisze o magii, chaosie i absurdzie, a sam wierzy w cywilizację technologiczną, wciąż rośnie w siłę. Nie wiem, czy kiedyś dorówna potędze żółwia dźwigającego słonie, czy też umiejętnościom biegającej na niezliczonej ilości nóżek skrzynce, ale z pewnością zdoła rozerwać na strzępy autorów niepochlebnych dla cyklu o Rincewindzie recenzji. Tak, Pratchett nie trafia w gusta wielu czytelników, ale wcale nie strąca go to z tronu jednego z najpopularniejszych i najoryginalniejszych autorów współcześnie wydawanej fantastyki. Jego książki doczekały się m. in. ekranizacji i własnej gry planszowej. Powszechne uwielbienie dla pratchettowskiej wyobraźni skłoniło mnie do tego, by na własnej skórze przekonać się, skąd biorą się te wszystkie zachwyty i czy sama dołączę dołączę do grona fanów niby-maga Rincewinda oraz jego nietuzinkowych tarapatów, w które tak łatwo się pakuje. Czy i mnie porwał czar świata "Koloru magii"? Co sprawia, że uniwersum to cieszy się niesłabnącą popularnością, a główny bohater cyklu to postać nieomalże kultowa? 

"Kolor magii" to pierwsza część wielotomowego cyklu "Świat Dysku", który Pratchett zaczął pisać mając piętnaście lat i od tamtej pory nie brakuje mu pomysłów na wciąż wydawane kontynuacje. Książka dzieli się na kilka rozdziałów, w których opisywane są przygody niedouczonego, wyrzuconego z uniwersytetu maga o wątpliwych umiejętnościach magicznych - Rincewinda i Dwukwiata - turystę Świata Dysku, który na swoje szczęście bądź nieszczęście nie szczędzi swojemu przewodnikowi kosztowności i udaje się na wyprawę z pechowym czarodziejem. Odwiedzana przez niego planeta jest kompletnie płaska i otoczona wodospadem. Podtrzymują ją cztery zwrócone do siebie tyłem słonie, które nosi żółw A'Tuin. W tułaczce naszych bohaterów, począwszy od miasta Ankh-Morpork, uczestniczy Bagaż - towarzysz niezwykle funkcjonalny i nieobliczalny, który porusza się na wielu małych nóżkach i lojalnie, jak każdy bagaż powinien, nieustannie podąża za swoim właścicielem. Naszych podróżników często odwiedza Śmierć we własnej osobie, nie omijają ich też spotkania z bogami, smokami, driadami. Największą zarazą tego świata zdaje się być właśnie magia, symbolizowana przez liczbę osiem i nieustannie ingerująca w spokojne życie maga, który sam nie umie czarować. Przez nią staje się więźniem drzewa i zamiast spokojnie, zgodnie ze swoją wygodnicką naturą, cieszyć się brakiem najmniejszych nawet problemów, kolejny raz pakuje się w tarapaty. Czy kolejna wizyta Śmierci skończy się tylko na rozmowach? Jakie moce posiada wykonana z myślącej gruszy skrzynka? I jaką rolę odegra tu Hrun Barbarzyńca? Jeśli macie ochotę na chaotyczną przygodę z pechowym magiem - sięgnijcie po książkę Pratchetta.

"Kolor magii" to prześmiewcza, humorystyczna, lekka, oryginalna, iskrząca się od zabawnych dialogów i nieco poplątanej, intensywnej akcji pozycja, wobec której trudno pozostać czytelnikowi obojętnym. Pratchett postawił na absurd, chaotyczność, groteskę i licznego rodzaju żarty zarówno na tle fantastyki, jak i te bardziej poruszające treści życia codziennego. Ilość tych odniesień jest całkiem spora, bardziej uważny odbiorca może wyłapać ich naprawdę dużo. Kolejnym niezaprzeczalnym plusem książki jest bogate, wyraziste i zaskakujące nieraz uniwersum wykreowane przez autora. Roi się tu od dziwacznych stworków, gadających przedmiotów. Łamane są tu prawa fizyki, fabuła ma dziwne, chaotyczne zaskoki i zwroty akcji, która nieraz toczy się aż nazbyt prędko, nie pozostawia czytelnikowi chwili na wytchnienie i odpoczęcie, czasami wymaga pełnego skupienia nad czytaną treścią. Miejscami miałam wrażenie, że niektóre wydarzenia są nieco wyrwane z kontekstu. Pan Terry ma bardzo bogatą wyobraźnię i charakterystyczny, czasami trochę urywkowy i "pomieszany" styl pisania. Nie ma tu typowych dla epickich fantasy przerywników. Niewiele jest dłuższych opisów, czy też monologów wewnętrznych bohaterów. Nieustannie coś się dzieje, a osobowość poszczególnych postaci poznajemy wraz z rozwojem wydarzeń, które czasami w ogóle się ze sobą nie wiążą. 

Narracja również jest co najmniej specyficzna. Przez nią z początku miałam mały problem z wciągnięciem się w fabułę, z czasem, jak już zdążyłam się do niej przyzwyczaić, było coraz lepiej. Zaliczam się do wielbicieli absurdu i historii nieraz tak poplątanych w swoim wyrazie, że przeciętny czytelnik, który za kryterium oceny książki bierze przykładowo szczegółowość, logikę, przekaz z morałem, realizm psychologiczny bohaterów, czy też dbałość o szczegóły i piękno literackiego języka, uznałby je za twórcze omyłki bądź też mało warte, pomieszane twory wyobraźni. "Kolor magii" to barwna zabawa z fantastycznym światem, która, zgodnie z regułą słoni stojących na żółwiu, nie każdemu przypadnie do gustu. Nie można traktować jej w stu procentach poważnie, trzeba umieć się wczuć w ten twórczy chaos i płynąć z szybkim nurtem rzeki wydarzeń, bez wytchnienia i oczekiwania na malowniczą, wdzięczną, wzorową i przejrzystą konstrukcję fabularną. Tu najważniejsza jest sama opowieść, rozrywka, nawiązania, humor i nieposkromiona wyobraźnia Pratchetta.

Dużą zaletę "Koloru magii" stanowią wyraziści, nieco przerysowani bohaterowie. Rincewind, jako mag-nieudacznik i pechowiec łatwo zdobywa sympatię czytelnika. Dwukwiat, podróżnik z Imperium Agatejskiego, bawi swoją nieporadnością i naiwnością. Sama chciałabym posiadać jego Bagaż... podróżując w ogóle nie musiałabym się martwić, czy przypadkiem gdzieś go nie zostawiłam, bo chodziłby za mną jak dobrze wytresowany piesek. Fantastycznych stworzeń jest tutaj całe mnóstwo, co tylko uprzyjemnia czytelniczą przygodę. Dobrą parodię Conana stanowi Hrun Barbarzyńca, ciekawa jest również teoria z ateistami, którzy są tutaj... karani przez bóstwa. Brawurowo w moim odczuciu został wykreowany tutaj Śmierć, którego polubiłam od pierwszego "usłyszenia". Bogactwo Świata Dysku zachwyca swoją różnorodnością.

Warto wspomnieć tu jeszcze o okładce, która budzi nieco skrajne emocje. Niektórych odrzuca ukazany na niej nieład, kolorystyka, brak symetrii i chaotyczność ilustracji. W moim odczuciu jednak świetnie obrazuje ona pratchettowski styl, poczucie humoru i pomysły autora, które są równie szalone, specyficzne, lekko nieogarnięte i wymykające się standardom większości schematów. 

"Świat Dysku" to bezsprzecznie oryginalny, zabawny i obiecujący początek cyklu Pratchetta o Rincewindzie. Choć z pewnością jego specyficzność, barwność i chaotyczność nie wszystkim przypadnie do gustu, to osobiście miło spędziłam z nim czas i już nie mogę doczekać się sięgnięcia po kolejny tom serii. Mam nadzieję, że będzie jeszcze lepszy i ponownie wprawi mnie w dobry nastrój.


POLECAM: wielbicielom zabawnych, absurdalnych historii fantasy, którzy szukają czegoś oryginalnego, niesztampowego, miłośnikom szybko prowadzonej, wciągającej akcji.

NIE POLECAM: czytelnikom zwracającym znaczną uwagę na przejrzystą narrację, skrupulatność, ciągłość fabuły i staranność opisów. 


Moja ocena:

7/10,        4-





~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Utwory na dziś:


DragonForce - Heart of the dragon (power metal)



Electric Wizard - Barbarian (doom metal)