sobota, 23 kwietnia 2016

Recenzja: "Czas Żelaza"

Polski tytuł: "Czas Żelaza"
Tytuł oryginalny: Age of Iron
Seria: Czas żelaza (tom 1)
Autor: Angus Watson
Tłumacz: Maciej Pawlak
Liczba stron: 776
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Cena rynkowa: 44, 90 zł
Polska premiera: 6 listopada 2015
Opis wydawcy:



"Nikt nie rodzi się legendą. Legendę wykuwa przeznaczenie.

Dug Fokarz to pechowy najemnik, który zmierza na południe, aby zaciągnąć się do armii króla Zadara. Przeszkadza mu w tym nieustanne ratowanie z opresji niewłaściwych ludzi.


Dug znalazł się więc po złej stronie barykady względem wielotysięcznej armii, do której chciał dołączyć, a to dopiero początek jego kłopotów.

"Powieść Watsona jest krwawa i nieprzyzwoita - pełno tu morderczej walki i rubasznego humoru, od czasu do czasu błyśnie iskierka magii. Fakty historyczne przeplatają się ze swobodą twórczą autora, mamy więc do czynienia z oldschoolową epicką opowieścią spod znaku magii i miecza, okraszoną subtelnymi odwołaniami do współczesności, które czynią z niej łakomy kąsek nie tylko dla miłośników gatunku!"
Publisher's Weekly

"Czy przeczytałbym część drugą? A czy foka lubi pływać? Dajcie mi młot, nalejcie piwa i, na bogów, niech ktoś skoczy do księgarni!"
SF Crowsnest"





"Młot, żelazo i walka"


"Angus Watson to dziennikarz, którego debiutancki „Czas Żelaza”, pierwszy tom trylogii o tym samym tytule, szybko zdobył uznanie czytelników i recenzentów, również w Polsce. Pomysł osadzenia akcji w czasach, gdy Rzymianie próbowali podbić Brytanię wydał mi się intrygujący, podobnie jak opis oraz okładka książki, zapowiadające klimatyczną, pełną akcji oraz brutalnych, naturalistycznych scen lekturę. Bardzo cenię sobie w literaturze historyczne nawiązania okraszone dużą ilością brutalnych pojedynków i fantastycznych elementów. Miałam nadzieję, że powieść Watsona spełni moje wymagania i dostarczy mi świetnej, surowej, emocjonującej rozrywki. Co zastałam? Czy treść debiutu literackiego Angusa Watsona wywarła na mnie równie pozytywne wrażenie jak jej oprawa i zasłużyła na swoją popularność?


(...) DALSZY CIĄG RECENZJI NA: http://polacyniegesi.qs.pl/recenzja-czas-zelaza-angus-watson/


Polecam: miłośnikom fascynujących, krwawych, pełnych nieprzewidywalnej akcji  i surowego klimatu powieści fantastycznych. 

Nie polecam: odbiorcom przewrażliwionym na punkcie wulgaryzmów i brutalnych, naturalistycznych scen walki. "




Moja ocena:


9/10,    5+/6












Za egzemplarz recenzencki dziękuję akcji Polacy nie gęsi i swoich autorów mają


oraz wydawnictwu Fabryka słów














piątek, 15 kwietnia 2016

Konkurs!




                                                
                                                Konkurs na FP bloga na Facebook'u









Na fanpage'u bloga na Facebook'u trwa konkurs, w którym można wygrać powieść Łukasza Orbitowskiego pt. "Szczęśliwa ziemia". Szczegóły i zasady są dostępne pod tym linkiem:

  
Zachęcam do udziału i życzę powodzenia!








piątek, 8 kwietnia 2016

Recenzja: "Król Wron"

Tytuł: "Król Wron"
Autor: Szymon Krug
Liczba stron: 378
Wydawnictwo: MadMoth Publishing
Cena rynkowa: 34 zł
Premiera: lipiec 2015
Opis wydawcy:



"Dźwięki zawisły w powietrzu. Król Wron imię o ostrych krawędziach, niepokojące jak szelest piór w ciemności, niedorzeczne jak odwrócone niebo. Król Wron szeptała cisza, jakby słowa były wyryte w powietrzu i nie miały ochoty się stamtąd wynieść. To jego spotkał w ciemnym zaułku. Pozszywana twarz, za długi uśmiech, dickensowski frak i laska, która przyniosła mu śmierć. Król Wron potwór, który przyszedł do niego w nocy i przywiódł do niego całe zło, jakie znalazł po drodze.

Podobno nie można o nim mówić, bo to przynosi pecha. Nawet Skrybowie w Wielkiej Bibliotece Światła nie mają ani jednego skrawka papieru na jego temat. Mówi się, że to on zabiera oddech nowo narodzonym dzieciom i tańczy w pustych butelkach, podobno wrony dla niego szpiegują i nic nie uchowa się przed jego spojrzeniem.

Mieszka w Szarej Katedrze w Dolinie Mgieł, a nie prowadzi tam żadna z dróg. Można tam trafić śledząc jedną z wron, ale one zbijają się w stada, oszukują i kłamią… Co się stanie jeżeli taka istota wybierze Cię na swoją zabawkę? Co jeśli po ciebie sięgnie zza cienia zasłony i wciągnie cię w swój świat pełen zębów i chętnych szponów?

Adam ma ponad trzydzieści lat i jedyne co można o nim powiedzieć, to że jest raczej nijaki. Bardziej zadufany w sobie niż powinien być człowiek w jego wieku i trochę bardziej samotny niż większość ludzi. Razem ze swoim przyjacielem prowadzi mały biznes i mieszka kilka kilometrów za miastem. Adam ma pecha, wybrał skrót, którego nie powinien i spotkał w nim Króla Wron."






Wroni koszmar

MadMoth Publishing to wydawnictwo, które dzięki finansowemu wsparciu użytkowników platformy crowdfundingowej Wspieram.to wydało "Króla Wron", debiutancką powieść fantastyczną autorstwa Szymona Kruga. Przyznam, że dużo się o tej inicjatywie naczytałam i miałam nadzieję, że jej owoc zaspokoi moje czytelnicze podniebienie. Jako miłośniczka fantastyki, zwłaszcza tej ponurej i klimatycznej, byłam zachwycona świetną, upiorną okładką powieści, a także bardzo ciekawa, czy dorówna jej wykreowana przez Kruga historia. Zawsze lubiłam baśniowe motywy, dobre urban fantasy i oniryczny nastrój, który zdawał się zapowiadać opis tej książki. Co otrzymałam? Czy "Król Wron" spełnił moje oczekiwania i pozostawił z odczuciem literackiego usatysfakcjonowania? 

Powieść Szymona Kruga opowiada o losach Adama - dość przeciętnego, pracującego w wydawnictwie samotnika ze skłonnością do nadużywania alkoholu. Pewnego dnia jego pijacki wypad kończy się nieszczęściem.  Kiedy idzie przez park, zostaje zaatakowany przez dziwną, upiorną postać i traci przytomność. Nazajutrz budzi się w szpitalu, niewiele pamięta i nie wie, co było wytworem jego wyobraźni, a co rzeczywistością. Jakby tego było mało, wkrótce spotyka kolejną przerażającą istotę i ląduje w szpitalu psychiatrycznym, gdzie czekają na niego podobne problemy. Sytuacja robi się coraz bardziej zawiła i tragiczna. Całemu zamieszaniu zdają się być winne wrony. Co tak naprawdę przytrafiło się Adamowi? Kogo spotka w psychiatryku? Dlaczego widuje szkaradne, tajemnicze postacie? W jakim celu  i przez kogo został zaatakowany? Jeżeli chcecie poznać odpowiedzi na te pytania i wsiąknąć w oniryczną, pełną złowróżbnych wron historię z pogranicza snu i jawy - zapoznajcie się z "Królem Wron".

Bohaterowie powieści Szymona Kruga są bardzo urzekający, oryginalni, ekscentryczni i fascynujący. Postacie drugoplanowe ujęły mnie swą specyficznością i tajemniczością. Karzeł Wiąz, panna Bluszcz i inni mroczni, wyraziści pacjenci szpitala psychiatrycznego nadają całej historii charakteru. Baśniowe, upiorne istoty i tyczące się ich legendy cudownie budują nastrój grozy. Najbledziej wypada Adam, ale to dlatego, że przy tak różnorodnym i intrygującym gronie po prostu zdaje się nieco prosty i przewidywalny. Jego losy śledzi się jednak z zaciekawieniem i przyjemnością. Motyw wron został wykorzystany w świetny, klimatyczny sposób. Rozmowy bohaterów prezentują się ciekawie i wiarygodnie.

"Król Wron" to mieszanka urban fantasy z powieścią grozy. Całość jest bardzo klimatyczna, czasami wręcz mrozi krew w żyłach i obfituje w nieco makabryczne sceny. Sugestywne opisy, odrobina czarnego humoru, około-filozoficzne rozważania, sceny z pogranicza jawy i majaków oraz mnóstwo zagadek sprawiają, że książkę czyta się z wypiekami na twarzy. Akcja toczy się szybko i obfituje w nieprzewidywalne, nieco przerażające wydarzenia. Choć niektóre wątki wydają się być nieco chaotyczne, nie przeszkadza to w lekturze. Mam nadzieję, że zostaną rozwinięte w kontynuacji. Oniryczna atmosfera to dodatkowy, uprzyjemniający czytanie atut dzieła Szymona Kruga. Oprawa wizualna książki robi wrażenie. Genialne, świetnie dopasowane do opowieści ilustracje zasługują na uznanie. 

Książka autorstwa Szymona Kruga to bardzo dobry, nastrojowy, nieco surrealistyczny debiut, który przeczytałam z nieskrywaną przyjemnością. Przedstawiona przez Kruga historia doskonale wpisała się w mój gust. Mam nadzieję, że kolejny tom będzie równie intrygujący, a MadMoth Publishing gratuluję udanej publikacji. 


Polecam: miłośnikom wciągających, baśniowych, oddziałujących na wyobraźnię powieści urban fantasy z dreszczykiem.

Nie polecam: czytelnikom przewrażliwionym na nieco makabryczne, mrożące krew w żyłach sceny.





Moja ocena:


8,5/10,    5-/6






Za książkę dziękuję wydawnictwu MadMoth Publishing











środa, 6 kwietnia 2016

Recenzja: "Ślepe stado"

Polski tytuł: "Ślepe stado"
Tytuł oryginalny: "The Sheep Look Up"
Seria: Artefakty
Autor:  John Brunner
Tłumaczenie: Wojciech M. Próchniewicz
Liczba stron: 432
Cena rynkowa: 39 zł
Wydawnictwo: Mag
Polska premiera: 3 lutego 2016
Opis wydawcy:


"Ta powieść, od lat uznawana za klasyczną, jest dramatycznym i proroczym spojrzeniem na przyszłe skutki niszczenia ziemskiego środowiska. W tym koszmarnym świecie powietrze zatrute jest tak bardzo, że powszechnie używa się masek filtracyjnych. Rośnie śmiertelność noworodków i wygląda na to, że każdy człowiek na coś choruje. Woda jest zatruta, a tę z kranu pije tylko biedota. Władza praktycznie nie funkcjonuje, a korporacje dorabiają się na filtrach do wody, maskach i organicznej żywności. 


Działacz ekologiczny, Austin Train, musi się ukrywać. Trainiści - ruch ekologiczny, czasami posuwający się do terroryzmu - chcą, by im przewodził. Władze chcą go aresztować, a najchętniej stracić. Media chcą mieć igrzyska. Wszyscy coś dla niego planują, Train jednak ma swój własny plan."

"Najlepsza powieść Brunnera, jaką dotąd czytałem. (…) Wspaniale rozplanowana i dramatyczna. Prawdziwe dzieło sztuki!".
                                                                                                        - James Blish
"Moim zdaniem, a argumentów mam wiele, jest to bezsprzecznie najlepsza powieść science fiction wszech czasów".
                                                                                                        - John Grant, współwydawca "The Encyclopedia of Fantasy"









Dramat wymierającej natury


John Brunner to brytyjski pisarz science fiction, zdobywca Nagrody Hugo, autor wielu uznanych powieści, wśród których aż trzy pozycje ukazały się w Polsce nakładem wydawnictwa MAG: „Wszyscy na Zanzibarze”, „Na fali szoku” i „Ślepe stado”. Sięgając po książkę Brunnera, miałam nadzieję, że jej treść dorówna mocnej, klimatycznej okładce Dark Crayon. Przedstawiona na grafice czaszka nastawiła mnie na tragiczną, turpistyczną historię, która ukaże przyszłość w sposób bezkompromisowy, naturalistyczny, przejmujący i wiarygodny. W końcu pewne skutki wieloletniego niszczenia środowiska przez człowieka są widoczne już dzisiaj i dość często zbierają swoje krwawe żniwa, powodując liczne choroby i klęski. Wizja apokalipsy zrodzonej z eksploatacyjnych działań ludzi zdawała mi się więc prawdopodobna i byłam bardzo ciekawa, w jaki sposób opisze ją twórca „Ślepego stada”. Co otrzymałam? Jakie wrażenie wywarła na mnie powieść Brunnera? Czy spełniła moje oczekiwania?

Akcja „Ślepego stada” rozgrywa się głównie w Stanach Zjednoczonych. Środowisko jest skażone, w powszechnym użytku są maski filtracyjne. Bez nich nie można normalnie funkcjonować. Żywność przeważnie zawiera szkodliwe substancje, ziemia rodzi coraz mniej obfite plony, ludzkość choruje. Rozwijają się epidemie, które podtrzymują panikę, służby coraz gorzej radzą sobie z wypełnianiem społecznych obowiązków i opanowywaniem coraz to częstszych zamieszek. Trainiści, ekologiczna sekta opierająca swoje założenia na koncepcji Austina Traina, naukowca wieszczącego rychłą zagładę, mają coraz więcej wyznawców podejmujących liczne ataki o charakterze terrorystycznym i nie tylko. Przedsiębiorcy wciąż używają sporych ilości środków chemicznych i wykorzystują większość okazji do skumulowania kapitału, przyczyniając się tym do śmierci wielu niewinnych osób. Media nieustannie poszukują sensacji i w celach zarobkowych korzystają z pomocy sponsorów, którzy do potencjalnie zdrowej żywności dodają niebezpiecznych chemikaliów. Gdzie ukrywa się Train, prawdopodobny sprawca zamieszania związanego z sektą? Jakie jeszcze przypadłości nękają ludzi żyjących w tak ciężkich warunkach? Czy władzom uda się w końcu jakoś zapanować nad zaistniałą sytuacją? Jeżeli chcecie poznać odpowiedzi na te pytania – zapoznajcie się z powieścią Johna Brunnera.

W „Ślepym stadzie” jest bardzo wielu bohaterów, którzy zazwyczaj pełnią w fabule role poboczne. Główna postać, Austin Train, została przedstawiona dość oszczędnie i zagadkowo, choć oryginalnie i wyraziście. W historii stworzonej przez Brunnera najważniejszy zdaje się być przekaz, a ludzie są niejako pionkami w grze – głuchą, ślepą masą poddaną woli bogatych osobistości i dużych przedsiębiorstw. John Brunner zwraca uwagę na pewną naiwność osób żyjących w takich warunkach, które do pewnego momentu wręcz nie chcą sobie zdawać sprawy z tragicznej sytuacji, w jakiej się znalazły. Podkreśla rolę autorytetów, za jakimi podążają niczego nieświadome zbiorowości. Nakreśla bardzo ponury, acz realistyczny i naturalistyczny obraz przyszłości – wszechobecnej choroby, brudu, nędzy i rozkładu – spowodowany bezrefleksyjną działalnością człowieka i nieustanną, często wręcz niepotrzebną ingerencją w naturę. Nie oszczędza odbiorcy, przedstawiając mu makabryczne opisy i wiarygodne przyczyny stopniowego wymierania ludzkości.

Dystopia wykreowana przez Brunnera jest wielowątkowa i wstrząsająca. Zawarte w powieści liczne wycinki artykułów z lokalnych gazet i innych mediów tej okrutnej rzeczywistości charakteryzują się bardzo mocnym przekazem. Dialogi są świetne, bardzo dynamiczne, emocjonujące; rozmowy między bohaterami to często krytyczne komentarze do dramatycznej sytuacji, w jakiej się znaleźli. Posępna, pesymistyczna wizja apokalipsy zrodzonej z nadmiernie wyeksploatowanego środowiska gra na emocjach czytelnika, szczegółowo przedstawiając możliwe konsekwencje dalszego postępu przemysłu. „Ślepe stado” bazuje na podstawowych lękach i potrzebach każdego człowieka, nie szczędzi odbiorcy gorszących scen i zjawisk. Potępia nadmierny konsumpcjonizm i bierność, zmuszając do refleksji. Książka jest bardzo klimatyczna, ponura, wywołuje odczucie niepokoju.

„Ślepe stado” to dramatyczna, misternie wykreowana powieść, którą z pewnością zapamiętam. Choć wymaga sporej uwagi ze strony odbiorcy, bardzo możliwe, że kiedyś do niej powrócę.


Polecam: wielbicielom ambitnych, oryginalnych, wstrząsających książek science fiction, które piętnują powszechne, niebezpieczne zjawiska.

Nie polecam: odbiorcom poszukującym lekkiej lektury, czytelnikom o słabych nerwach i żołądkach.





Moja ocena:

10/10,    6








Za książkę dziękuję portalowi Bestiariusz


oraz wydawnictwu Mag









sobota, 19 marca 2016

Recenzja: "Siódma dusza"

Tytuł: "Siódma dusza"
Autor: Andrzej Wardziak
Liczba stron: 240
Cena rynkowa: 29,90 zł
Wydawnictwo: Videograf
Premiera: 2015
Opis wydawcy:

"Historia pięciorga znajomych, którzy postanawiają spędzić pewien piątkowy wieczór w wiekowym domu, odziedziczonym po tragicznie zmarłym wuju jednego z chłopaków. Niestety szybko okazuje się, że w domu nie są sami, a wieczór wcale nie będzie spokojny. Jeden z bohaterów niemalże śmiertelnie się okalecza, a pozostali nie potrafią się odnaleźć w panującym chaosie. Podczas zwiedzania willi młodzi ludzie znajdują ukryty pokój, służący do nawiązywania kontaktów z zaświatami i to uruchamia lawinę kłopotów, które doprowadzają do tragedii... "






Obłęd w starym domu


Andrzej Wardziak zadebiutował powieścią „Infekcja”, jedną z pierwszych książek o polskiej apokalipsie zombie, która została dobrze przyjęta przez czytelników. Sięgając po jego kolejne dzieło, „Siódmą duszę”, miałam wobec niego spore wymagania. Pozytywne rekomendacje popularnych recenzentów i świetna, bardzo nastrojowa, nagrodzona Złotym Kościejem okładka autorstwa Darka Kocurka sprawiły, że nastawiłam się na coś, co po prostu rzuci mnie na kolana. Oczekiwałam historii w jakiś sposób wyróżniającej się oryginalnością, nieprzewidywalnością i klimatem sprawiającym, że włos zjeży mi się na głowie. Co otrzymałam? Czy fabuła wykreowana przez Wardziaka spełniła moje wysokie oczekiwania i zmroziła mi krew w żyłach, zachwycając niebanalnym podejściem do tematu?

Historia przedstawiona w „Siódmej duszy” traktuje o grupie nastolatków, którzy spędzają czas w starym domu położonym na odludziu. Choć początkowo znajomi dobrze się bawią, wkrótce wokół nich zaczynają zachodzić dziwne, niepokojące zjawiska. Młodzież odkrywa sekrety budynku, natyka się na ukryty, ekscentrycznie urządzony pokój, najprawdopodobniej służący do wywoływania duchów. Ponadto jedna z bohaterek zdaje się przejawiać zdolności parapsychiczne, co potęguje lęk całej grupy. Zdani na samych siebie próbują racjonalnie wyjaśnić zaistniałą sytuację, kiedy jednak im się to nie udaje, zaczynają wpadać w panikę i chcą opuścić przerażające miejsce. Co tak naprawdę dzieje się w budynku? Czy młodzi ludzie wyjdą z tego bez szwanku? Jakie konkretnie umiejętności posiada jedna z dziewczyn? Jeżeli chcecie otrzymać odpowiedzi na te pytania – zapoznajcie się z powieścią Andrzeja Wardziaka.

Bohaterowie „Siódmej duszy” to dość przyziemna, przeciętna młodzież, lekkomyślna i nastawiona na chwile beztroskiej zabawy. Pobyt w domu kolegi jest dla nich okazją do bezkarnego korzystania z używek i innych uciech. Moją uwagę przyciągnęła Nadia, reszta postaci została raczej dość delikatnie zarysowana i zachowuje się w miarę przewidywalnie. Relacje między nastolatkami są wiarygodne, choć skupiają się głównie na różnego rodzaju niesnaskach i krótkich wymianach zdań. Andrzej Wardziak świetnie przedstawił reakcję młodych ludzi na mrożącą krew w żyłach sytuację, rodzące się z jej powodu napięcia, kłótnie, problemy. 

Największymi atutami powieści Andrzeja Wardziaka są dynamiczna, szybko rozwijająca się akcja oraz klimatyczne, dość sensualne i naturalistyczne opisy, które potęgują atmosferę grozy, sprawiając, że książkę do samego końca śledzi się z ciekawością i zaangażowaniem, niemalże odczuwając przeżywany przez bohaterów strach. Dzięki nim czytelnik może na chwilę kompletnie oderwać się od rzeczywistości, pozwalając sobie na lekką, pasjonującą, ale i przerażającą rozrywkę. Pomimo tego, że większość rozgrywających się w „Siódmej duszy” wydarzeń można przewidzieć, bo historia charakteryzuje się schematycznością, nie musi to wpływać na czerpaną z lektury przyjemność. Trzecioosobowa narracja i prosty język sprawiają, że horror Wardziaka wciąga i nie wymaga silniejszego skupienia nad używanymi przez bohaterów wyrażeniami.

„Siódma dusza” to dobry, miejscami bardzo nastrojowy, lekki, rozrywkowy horror. Pomimo tego, że fabuła stworzona przez Wardziaka w znacznej mierze bazuje na ogranych motywach i rozwiązaniach, zapewnia odbiorcy chwilę kompletnego oderwania od rzeczywistości, gdzieniegdzie mogąc nawet przyprawić go o dreszczyk emocji. Choć początkowo nastawiałam się na coś bardziej oryginalnego, historię zdanych na samych siebie znajomych śledziłam ze sporą przyjemnością. 


Polecam: miłośnikom lekkich, wciągających, oddziałujących na wyobraźnię horrorów opartych na dość popularnych motywach.

Nie polecam: czytelnikom poszukującym ambitnej, nieprzewidywalnej, niekonwencjonalnej powieści grozy.





Moja ocena:

7,5/10,   4/6










Za książkę dziękuję portalowi Bestiariusz



oraz wydawnictwu Videograf










środa, 16 marca 2016

Recenzja: "Zabij mnie, tato"



Tytuł: "Zabij mnie, tato"
Autor: Stefan Darda
Liczba stron: 432 
Cena rynkowa: 34,90 zł
Wydawnictwo: Videograf
Premiera: listopad 2015
Opis wydawcy:

"Rok 2015, centralna Polska. Trzynastoletnia Wiktoria wraz z dwiema młodszymi siostrami wraca ze szkoły. Dwieście metrów od domu spotyka znajomych, dziewczynki idą dalej same, lecz nie docierają do celu. Niedługo potem przyjaciel zrozpaczonej rodziny, emerytowany policjant, korzystając z nieformalnych informacji, dowiaduje się, że zwolniony z więzienia psychopatyczny zabójca zniknął i nie wiadomo, gdzie przebywa. Ani „ustawa o bestiach”, ani dyskretna obserwacja policji nie okazały się skuteczne. Kolejne zdarzenia świadczą o tym, że te dwie sprawy mogą się ze sobą łączyć. Tymczasem nękana wyrzutami sumienia nastolatka jest bliska obłędu. Jej rodzice obawiają się, że może targnąć się na własne życie, a działania organów państwowych okazują się całkowicie nieskuteczne."
                                                                      


                                                                       

Śmierć w rodzinie


Stefan Darda to jeden z najpopularniejszych pisarzy grozy w Polsce, laureat Nagrody Polskiej Literatury Grozy im. Stefana Grabińskiego za rok 2014, zdobywca Nagrody Nautilus i Złotego Kościeja 2015. Jest autorem powieści "Dom na wyrębach", cyklu "Czarny Wygon" i zbioru opowiadań "Opowiem ci mroczną historię". "Zabij mnie, tato", jego najnowsza książka, od pierwszego wejrzenia urzekła mnie klimatyczną okładką autorstwa Darka Kocurka, mocnym tytułem i opisem zapowiadającym emocjonującą, pełną tragicznych zdarzeń, lekturę. Zawsze lubiłam kontrowersyjne tematy i dzieła, które podejmowały problem zdarzeń traumatycznych, jednocześnie przedstawiając portret psychologiczny osoby, która musiała się z nimi zmierzyć. Miałam nadzieję, że historia wykreowana przez Dardę dostarczy mi wielu intensywnych wrażeń i okaże się co najmniej tak dobra, jak jej oprawa. Czy fabuła "Zabij mnie, tato" spełniła moje oczekiwania?

Zdarzenia mające miejsce w powieści Stefana Dardy toczą się w miejscowości Ryków, położonej gdzieś w centralnej Polsce. Zdzisław Mokryna, emerytowany policjant, przeprowadza się do pozornie spokojnego miasteczka, uciekając od trudnej przeszłości związanej ze swoją działalnością zawodową. Zaprzyjaźnia się tu z Kamilem Szykowiakiem, właścicielem lokalnej pizzerii, i jego rodziną, która wkrótce zaczyna traktować go niemalże jak krewnego. Szykowiacy to szczęśliwe, mające powodzenie finansowe i trzy córki małżeństwo, które zmaga się z drobnymi, typowymi dla rodziców problemami. Pewnego dnia wszystko się zmienia. Prawie beztroskie dotychczas życie właścicieli restauracji niszczy wiadomość o zaginięciu dwójki ich dzieci. Od tej pory zarówno Kamil, jak i Zdzisław, niepokoją się o życie bliskich, a poszukiwania zaginionych toczą się bardzo powoli, wprawiając ich w stan nieustannego stresu, rozdrażnienia i strachu. Co stało się z córkami Szykowiaków? Jak potoczą się działania policji? Gdzie znajdują się dzieci? Czy wyjdą z tego bez szwanku? Jeżeli chcecie poznać odpowiedzi na te pytania i śledzić proces szukania dziewczynek – zapoznajcie się z "Zabij mnie, tato".

Postacie stworzone przez Stefana Dardę są bardzo realistyczne i szczegółowo przedstawione, choć nieco stereotypowe. Główny bohater i jednocześnie narrator powieści, Zdzisław Mokryna, cechuje się bystrością umysłu, umiejętnością zachowania stalowych nerwów w podbramkowych sytuacjach i poświęceniem na rzecz przyjaciół, dla których potrafi nadwyrężyć swoje zasady, zdrowie psychiczne i relację z ukochaną. Choć sam doświadczył pewnego rodzaju traumy, jaka wpłynęła na jego odejście ze służby, w obliczu nieszczęścia rodziny Szykowiaków włącza się w śledztwo, przyspieszając jego bieg. Przedstawienie tragicznych okoliczności z perspektywy osoby, która posiada specjalistyczną wiedzę, jest bardzo zdeterminowana, ale też bezpośrednio związana z rodziną zaginionych, okazało się strzałem w dziesiątkę. Mokryna wzbudza sympatię czytelnika, gdyż do zaistniałej sytuacji podchodzi nieco emocjonalnie, okazując empatię i współczucie, ale też stara się przyjmować racjonalne, obiektywne spojrzenie na tragedię, pomagając i aktywnie uczestnicząc w poszukiwaniach. Jego poświęcenie zakrawa wręcz na heroizm.

Nieco idealistycznie została przedstawiona rodzina Szykowiaków, choć nie jest doskonała, to jej funkcjonowanie przed zaginięciem przypomina sielankę. Kolejna ciekawa postać drugoplanowa to Mamaj, gliniarz o nieco ekscentrycznej prezencji, uznawany w swoim środowisku za dziwaka i policjanta o raczej przeciętnych zdolnościach, który – gdy dochodzi do tragedii – pokazuje, na co go stać. Stefan Darda świetnie przedstawił zachowanie familii w obliczu dramatu, jej bezsilność, odczucie beznadziejności, utraty sensu życia. Nawiązał do niezdrowego zainteresowania mediów szukających sensacji, żerujących na ludzkich tragediach, do plotek i stereotypowej oceny, z jakimi dodatkowo muszą zetknąć się poszkodowani. Podkreślił też wagę decyzji polityków, którzy popełniając błąd mogą pośrednio przyczynić się do katastrofalnych wydarzeń.

"Zabij mnie, tato" to intrygujący, mocny, poruszający thriller z wieloma wątkami obyczajowymi. Choć w powieści nie brakuje brutalnych, naturalistycznych scen i dość nieprzewidywalnych wydarzeń, akcja toczy się raczej powoli, przyspieszając pod koniec fabuły. Stefan Darda przedstawia życie codzienne pogrążonych w rozpaczy rodziców. Posługuje się dość prostym, ale barwnym językiem, dzięki któremu książkę czyta się z przyjemnością.

Powieść Dardy zapamiętam jako wartą przeczytania, wstrząsającą lekturę. Możliwe, że kiedyś do niej powrócę. Sądzę, że Złoty Kościej 2015 został przydzielony zasłużenie, i życzę autorowi wielu kolejnych, co najmniej tak dobrych powieści.


Polecam: miłośnikom emocjonujących, mocnych thrillerów podejmujących tematykę rodzin przeżywających tragedię.

Nie polecam: czytelnikom nadwrażliwym na naturalistyczne, makabryczne opisy, poszukującym lekkiej, niewymagającej skupienia lektury.




Moja ocena:


8/10,    4,5/6









Za egzemplarz do recenzji dziękuję portalowi Bestiariusz


oraz wydawnictwu Videograf