Pokazywanie postów oznaczonych etykietą American Horror Story. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą American Horror Story. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 31 marca 2015

Wymiar serialu: "American Horror Story: Freak Show" - Cyrk makabry i morderczy chichot

Tytuł: American Horror Story: Freak Show
Twórcy: Ryan Murphy, Brad Falchuk 
Sezon: 4 (niezwiązany fabularnie z poprzednimi sezonami! )
Gatunek: horror
Muzyka: James S. Levine
Polska premiera: 2014
Kraj produkcji: USA
Ilość odcinków: 13
Obsada: Jessica Lange, Sarah Paulson, Kathy Bates, Evan Peters, Emma Roberts, Frances Conroy, Denis O'Hare, Angela Bassett, Finn Wittrock i inni
Opis:

American Horror Story: Freak Show” swoją opowieść rozpoczyna w cichej, sennej wiosce Jupiter w stanie Floryda. Jest rok 1952. Niemiecka emigrantka i była gwiazda kabaretu Elsa Mars (Jessica Lange, „Błękit nieba”) prowadzi jeden z ostatnich gabinetów osobliwości w kraju. Gdy popularność jej widowiska zaczyna drastycznie spadać, kobieta postanawia odnaleźć i zrekrutować bliźniaczki syjamskie Bette i Dot (Sarah Paulson, „Zniewolony. 12 years a Slave”) - dwie różne osobowości dzielące to samo ciało."




Cyrk makabry i morderczy chichot


Od kiedy tylko w sieci zaczęły pojawiać się pierwsze pogłoski o czwartym sezonie "American Horror Story", z niecierpliwością wypatrywałam kolejnych szczegółów i informacji dotyczących jego tematyki. "American Horror Story: Asylum" to zdecydowanie jeden z moich osobistych faworytów jeśli chodzi o serialową grozę, zaś "American Horror Story: Sabat" również wspominam całkiem pozytywnie, choć prezentował się zdecydowanie lżej i słabiej, niż poprzednik. Gdy było już jasne, że tym razem Falchuk i Murphy wybiorą motyw cyrku, który to pozostawia wyjątkowo duże pole do popisu, miałam nadzieję, iż przedstawiona przez nich historia zachwyci mnie różnorodnością, bezkompromisowym, wstrząsającym         i oryginalnym podejściem do tematu, dosadnością, brutalnością oraz nastrojem bardziej przypominającym wspaniały "Asylum", niż nieco obyczajowy i rozrywkowy "Sabat". Pojawiające się z czasem plakaty i zapowiedzi tyczące się "American Horror Story: Freak Show" dodatkowo wzmocniły moje zainteresowanie produkcją, a także zwiększyły oczekiwania, jakie miałam względem niej, gdyż wprost uwielbiam klaunów i inne ekscentryczne, zakrawające o groteskę postacie w horrorach. Często umiejętnie wykreowani, nieprzewidywalni, dziwaczni bohaterowie potrafią zrekompensować mi ewentualne luki fabularne bądź też powolnie toczącą się akcję. Jak "Freak Show" wypada na tle innych sezonów? Czy spełnił moje wymagania? Co i kogo tym razem sprezentowali nam reżyserzy? Jaką rolę przyszło odegrać rewelacyjnej Jessice Lange?  




"American Horror Story: Freak Show" skupia się na wydarzeniach związanych z cyrkiem i show dziwolągów w Jupiter na Florydzie. Jest to jedno z ostatnich takich miejsc w Stanach Zjednoczonych. Na trupę składają się ci, którzy z różnych względów zostali odrzuceni przez społeczeństwo. Kiedy popularność widowiska zaczyna spadać, założycielka przedsięwzięcia próbuje pozyskać do grupy nowe dziwolągi. Wkrótce udaje jej się nawiązać kontakt z bliźniaczkami syjamskimi. Te jednak, zamiast przysporzyć cyrkowcom zysków, stają się przyczyną kolejnych problemów i kłótni. Obdarzone niespodziewanym talentem, irytują egoistyczną, zazdrosną i żądną sławy przywódczynię, doprowadzając ją tym samym do frustracji. Jakby tego było mało, obóz odmieńców obserwuje policja, a w okolicy zaczyna grasować morderca. Nawet sami artyści zmagają się z licznymi rozterkami osobistymi, mrocznymi sekretami, podstępami oraz zamieszkami, zarówno na polu zawodowym, jak i personalnym. Z powodu narastającej presji otoczenia, popadają w nałogi i nieraz poważnie rozważają opcję odejścia. Piętnowani przez mieszkańców wsi, zmagają się nie tylko ze swoimi słabościami, ale i z prześladowaniem oraz niezdrową fascynacją ze strony innych ludzi. Czy cyrk przetrwa kryzys? Jakie sekrety skrywają bliźniaczki? Kto odpowiada za masowe zabójstwa? Kogo przyciągnie do siebie gromada odmieńców?  Jak na losy nietypowych sióstr wpłynie zmiana dotychczasowego trybu życia? Jeżeli jesteście ciekawi odpowiedzi na te pytania oraz nie boicie się zatracić na chwilę w świecie wyrzutków, krętaczy, mutantów, przestępców i ekscentrycznych spektakli - obejrzyjcie czwarty sezon "American Horror Story".   




Tym razem Jessice Lange przypadła rola właścicielki cyrku dziwów niemieckiego pochodzenia - Elsy Mars. Postać jest pod pewnymi względami wtórna. To  jej największy minus. Lange ponownie cudownie sprawdza się jako silna, przedsiębiorcza liderka o wątpliwej moralności i zwyczajach. Elsa jest wielowymiarowa, czasem nieprzewidywalna, łączy ze sobą skrajne cechy, wartości. Pod maską ambitnej, altruistycznej, wielkodusznej dobrodziejki chowa drapieżnika po przejściach. Ukrywa swoje grzeszki i przewinienia, manipuluje otoczeniem. Zaślepia ją zawiść, pragnienie sławy, pieniędzy, władzy. Bywa okrutna, nieludzka, ale nieraz też zalewa się łzami, wspominając czasy dawnych przewinień, zatracając się w swojej ambicji i wielkich marzeniach. Prawdopodobnie każdy zagorzały miłośnik "American Horror Story" zauważy  tu schemat, jaki praktycznie w każdym sezonie powiela bohaterka grana przez Lange. Nie twierdzę, że jest to karygodne posunięcie twórców, niemniej jednak znacznie rzutuje na odbiór "American Horror Story: Freak Show" przez wielbiciela serii. Chętnie ujrzałabym Lange w nieco delikatniejszej, mniej dla niej typowej odsłonie.    




Murphy i Falchuk ponownie wykorzystali też wątek trójkąta miłosnego. Jimmy Darling (Evan Peters), przystojny człowiek-krab staje się obiektem westchnień zarówno sióstr Bette i Dot Tattler (Sarah Paulson), jak i "wróżki" Esmeraldy (Emma Roberts) oraz kilku innych, mniej ważnych bohaterek sezonu. Jimmy nie ma większych oporów, by wykorzystać swoją "wadę" jako zaletę, czym zdobywa sobie kolejne zwolenniczki. Nie mam żadnych większych zarzutów co do gry aktorskiej Evana, choć i tu widać pewien rodzaj powtarzalności zachowań granych przez niego postaci. Sarah Paulson dobrze sprawdza się w podwójnej, bardzo oryginalnej roli. Zarówno nieco przesłodzona, naiwna, bierna  Bette, jak i zdystansowana, ostrożna, rezolutna i odpowiedzialna Dot w jej wykonaniu prezentuje się prawie wyśmienicie. Ponadto, przedstawione niejako w opozycji do siebie siostry wspaniale ze sobą kontrastują, dodając tym samym "Freak Show" wyszukanego i świeżego posmaczku oraz napędzając tym samym większość właściwej akcji. Emma Roberts ponownie poprawnie odtwarza charakter dziewczyny, która w widzu wzbudza raczej negatywne odczucia, choć, dla odmiany, przechodzi przez pewien rodzaj przemiany i wydaje się być bardziej ludzka. Największym plusem całego sezonu są dziwaczni, barwni bohaterowie, którzy to często bardziej przerażają samym wyglądem, niż swoją osobowością, choć nie brakuje tu i całkowicie przesiąkniętych zepsuciem zwyrodnialców. Jednym z najciekawszych czarnych charakterów jest Klaun Twisty (John Carroll Lynch) - bardzo groteskowy, smutno-śmieszny, nieco tajemniczy i kompletnie oderwany od rzeczywistości. Murphy i Falchuk w bardzo intrygujący sposób ukazali jego przeszłość, tożsamość oraz wydarzenia, jakie przyczyniły się do pewnego rodzaju ogarniającego go obłędu. Nie ukrywam, że pod pewnymi względami mnie one zaskoczyły. Obok cyrkowej trupy krąży także Dandy Mott (Finn Wittrock), stereotypowy psychopata typu  Patricka Bateman'a (American Psycho), czyli świetnie usytuowany, inteligentny, ale kompletnie zdemoralizowany, na wskroś przesiąknięty żądzą krwi i wyróżnienia się młodzieniec, rozpieszczany przez swoją troskliwą matkę - Glorię (Frances Conroy). Wittrock naprawdę wybornie wyraził zmieniające się na jego twarzy jak w kalejdoskopie emocje oraz wynagrodził mi wszelkie nudniejsze momenty fabularne, sprawiając, że całą historię śledziłam głównie dzięki niemu.    




Akcja osadzona jest głównie w 1952 r. na Florydzie, ale pojawia się wiele retrospekcji do nazistowskich Niemiec i nie tylko. Momenty, kiedy fabuła cofa się w czasie są świetne i nieraz trudniejsze do przewidzenia, niż te bardziej współczesne. Klimat produkcji nieraz przypomina nieco ten z filmów klasy B. Bywa przejaskrawiony, chaotyczny. Raczej niewiele tu delikatności czy też powolnego budowania nastroju i posępnej atmosfery. Świetnie współgra z cyrkową tematyką. Cukierkowy obóz odmieńców doskonale podkreśla okoliczne morderstwa. Rozwiązania fabularne bywają bardzo brutalne, widz znajdzie tu mnóstwo obrzydliwych, mocnych, szokujących ujęć, chyba najbardziej wyrazistych w całej historii serialu. Problemy społeczne omówione przez "American Horror Story: Freak Show" znacznie bardziej przypadły mi do gustu, niż te z "Sabatu". Całość prezentuje się znacznie ciężej, dojrzalej, dosadniej i mniej obyczajowo, niż poprzedni sezon. Bohaterowie są dokładniej zarysowani, mniej stereotypowi, a także częściej mają swoje za uszami. Przeważają czarne, bądź "szare" charaktery, mniej jest tych jednoznacznie dobrych. Przez to są ciekawsze, wprowadzają większy zamęt, szokują i poruszają. Niektórym może przeszkadzać ich niesamowita groteskowość i dziwaczność, ale dla mnie stanowiła ona raczej plus, niż minus. W "Freak Show" jest znacznie więcej grozy, niż we wcześniejszej historii. Miłośnicy makabry powinni być tu bardziej usatysfakcjonowani, niźli wcześniej. Jak zwykle nie zabrakło też i licznych scen erotycznych oraz wątków miłosnych. Generalnie zostały one jednak przedstawione w bardziej wyrazisty i mniej naiwny sposób. Bardzo podobało mi się nawiązanie do legendy o Edwardzie Mordake i jego dwóch twarzach.

Tempo samej akcji bywa nieco mozolne, nierówne i czasem może nieco nudzić. Historyjki bohaterów są intrygujące, ale jest ich naprawdę mnóstwo i można się w nich trochę pogubić. Bywają chaotyczne, niemniej jednak odniosłam wrażenie, iż są lepiej dopracowane, niż te w "American Horror Story: Sabat". Również bohaterowie poboczni bardziej przypadli mi do gustu. Zdecydowanie więcej tu różnego rodzaju dewiacji, deformacji i oryginalności. Ma Petite, Pepper, Paul, lalka brzuchomówcy, człowiek-siłacz świetnie dopełniają fabułę i nadają produkcji charakteru. Zachwyciło mnie zakończenie. Sądzę, iż stanowiło jedną z największych zalet tego sezonu, bardzo mnie usatysfakcjonowało i świetnie domknęło historie poszczególnych postaci. Odcinek finałowy wspominam najpozytywniej. Sprawił, że przymknęłam trochę oko na nudniejsze chwile i bardziej infantylne wydarzenia tego sezonu.




Sporą część "Freak Show" stanowią covery znanych przebojów w wykonaniu gwiazd serialu - m. in. Jessici Lange, Evana Petersa. Twórcy przedstawili nam interpretację utworu "Life On Mars?" Davida Bowiego,  "Gods & Monsters" Lany Del Rey, "Come As You Are" Nirwany, "Criminal" Fiony Apple. Najbardziej podobało mi się przejmujące wykonanie Lange, choć i reszta artystów zaśpiewała całkiem nieźle. Mimo wszystko wolałam oprawę muzyczną "Asylum". Plusem były również intrygujące nawiązania do wydarzeń z poprzednich sezonów, rozwinięcie wątku Pepper  oraz jej pochodzenia. 

"American Horror Story: Freak Show" będę wspominać znacznie lepiej, niż "American Horror Story: Sabat". Nie dorównuje jednak sezonowi drugiemu i masakruje czytelnika nadmiarem wątków i bohaterów. Pomimo tego, zostali oni znacznie lepiej dopracowani, niż w "Sabacie". Znacznie więcej tu też grozy, dosadności. Postacie są bardziej wielowymiarowe, barwne, mniej przewidywalne. Dominuje horror, a nie wątki obyczajowe. Aktorzy jak zwykle sprawili się bardzo dobrze, niemniej jednak łatwo zauważyć wtórność granych przez nich ról. Sama koncepcja, scenografia i pomysły twórców nieraz potrafią nieco zaskoczyć oraz zszokować widza, zasługują na uznanie. Historia nie wykorzystała całego potencjału motywu cyrku oraz przydałby się jej jaśniejszy, bardziej wyodrębniony wątek główny, ale mimo to wypadła całkiem dobrze.   


POLECAM: miłośnikom groteskowych horrorów, klaunów, seryjnych morderców, psychopatów oraz odmieńców w serialach, którym nie będzie przeszkadzać obfitość wątków i postaci oraz ich podobieństwo do bohaterów z poprzednich sezonów.

NIE POLECAM:  zwolennikom grozy w lekkim wydaniu, bardzo powolnie budowanego napięcia, nastroju, wszelkim "wrażliwcom", którym przeszkadza makabra i groteska. 
   

Moja ocena:

8/10,        4+


TRAILER:





~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Utwory na dziś:

David Bowie - Life On Mars?

Alien Sex Fiend - Another Planet


  



sobota, 16 sierpnia 2014

Wymiar serialu: "American Horror Story: Sabat" - Wiedźmy, szkolne horrory i miejskie piekło

Tytuł oryginalny: "American Horror Story: Coven" 
Twórcy: Ryan Murphy, Brad Falchuk 
Sezon: 3 (niezwiązany fabularnie z poprzednimi sezonami! )
Gatunek: horror
Muzyka: James S. Levine
Polska premiera: 2013
Kraj produkcji: USA
Ilość odcinków: 13
Obsada: Jessica Lange, Taissa Farmiga,  Sarah Paulson, Kathy Bates, Evan Peters, Lily Rabe, Emma Roberts, Frances Conroy, Denis O'Hare i inni
Opis:

"Dziejący się współcześnie i w XIX-wiecznym Nowym Orleanie serial „American Horror Story: Sabat” opowiada sekretną historię czarownic i uprawiania czarów w Ameryce. Od burzliwych wydarzeń w Salem minęło ponad trzysta lat, a te, którym udało się zbiec muszą teraz zmierzyć się z ryzykiem zniknięcia na zawsze. Tajemnicze ataki na czarownice nasilają się, więc młode dziewczęta odsyła się do specjalnej szkoły w Nowym Orleanie, żeby nauczyły się chronić siebie. Zamieszana w tę całą wrzawę jest nowo przybyła Zoe (Taissa Farmiga), która sama ukrywa przerażający sekret. Zaniepokojona niedawnymi napaściami Fiona (Jessica Lange), długo nieobecna najpotężniejsza czarownica, przylatuje do miasta, zdeterminowana, by chronić Sabat i zdziesiątkować wszystkich, którzy staną jej na drodze."


Wiedźmy, szkolne horrory i miejskie piekło



"American Horror Story" to amerykańska produkcja grozy, która z każdym sezonem prezentuje wielbicielom horroru nową historię, realia i bohaterów, co do tej pory okazywało się strzałem w dziesiątkę. Do teraz pamiętam dreszczyk emocji, jaki zafundował mi drugi sezon serialu, klimat starego szpitala psychiatrycznego, długie korytarze i beztroskie dźwięki grającej w tle pioseneczki "Dominique", która cudownie komponowała się z szaleństwem pacjentów i personelu. Kreacja postaci z poprzednich lat również wypadała przekonująco, zwłaszcza ich przewrotność i wielowymiarowość charakterów, doskonale odzwierciedlona przez utalentowanych aktorów. Pomimo nielicznych usterek związanych z chaosem wątków, "American Horror Story: Asylum" z pełnym przekonaniem mogę zaliczyć do najbardziej wciągających i oryginalnych dzieł małego ekranu ostatnich lat, a i "American Horror Story: Murder House" wywarł na mnie niewiele słabsze wrażenie. Stąd też swoją przygodę z odcinkami "Sabatu" rozpoczęłam z wielkim entuzjazmem, ale też i ogromnymi wymaganiami oraz nadzieją na rozrywkę z jeszcze wyższego szczebla spaczonej finezji. Spodziewałam się oryginalnych rozwiązań fabularnych, nieoczekiwanych zwrotów akcji i radości z wyczekiwania na każdy nowy epizod. Co więcej, wprost uwielbiam tematykę wiedźm i czarów w popkulturze i niezmiernie rzadko mnie ona nudzi. Zwłaszcza, że umiejętne wykorzystanie kulturowych przesłanek, legend i przesądów prawie zawsze daje ciekawy efekt. Czy "American Horror Story: Sabat" spełnił moje oczekiwania? Jak wypada na tle poprzednich sezonów? 




"American Horror Story: Sabat" przedstawia historię szkoły dla czarownic znajdującej się we współczesnym Nowym Orleanie. Wiedźmy są osłabione, jest ich niewiele, a ich przywódczyni zamiast wykonywać swoje obowiązki i martwić się o przetrwanie, wykorzystuje swoje nadnaturalne zdolności do zapewniania sobie przyjemności i ucieczki przed nieuniknionym kryzysem wieku średniego. Pewnego dnia do grona nastoletnich adeptek magii dołącza Zoe, która nietypowe zdolności odkrywa mordując swego chłopaka. Wraz z powolnym przystosowywaniem się dziewczyny do nowego środowiska organizacja staje się ośrodkiem ataków ze strony mistrzyni voodoo i boryka się z problemem odkrycia następczyni arcywiedźmy.  Musi też podjąć odpowiednie kroki odnośnie polujących na nią łowców oraz uporać się z wybrykami lekkomyślnych i skłóconych ze sobą uczennic. Pomimo tego, że jest ich tylko czwórka, zamieszanie, jakie wywołują porusza całe miasto i staje się przyczyną paru niewyjaśnionych zgonów. Zresztą nic dziwnego, skoro w ich gronie znajduje się znana hollywoodzka gwiazdka, która za nic ma konwenanse, a uczynioną jej krzywdę nagradza więcej niż pięknym za nadobne. Czy organizacja przetrwa? Kto zostanie nową przewodniczącą stowarzyszenia? Jak potoczy się los szkoły? Do czego jest zdolna ogarnięta żądzą władzy i powodzenia wiedźma? Jeśli chcecie poznać odpowiedzi na te pytania oraz nie boicie się zostać świadkiem uknutych przy pomocy magii intryg, oszustw i podstępów - zapoznajcie się z trzecim sezonem serialu.

Podobnie, jak i w poprzednich seriach produkcji, tak i tutaj możemy spotkać się z brawurową grą aktorską Jessici Lange, której przypadła tym razem rola charakternej "najwyższej", czyli najpotężniejszej wiedźmy przełożonej. To ona powinna decydować o działaniach zgromadzenia, chronić je i mieć na uwadze los pozostałych czarownic. Niestety, Fiona Goode jest egoistyczna, próżna i przebiegła jak lis. Kocha władzę oraz rozmach, jaki może osiągnąć dzięki swojemu stanowisku. Zimna, nieczuła i skuteczna zaniedbuje swoje obowiązki, a kiedy dowiaduje się o możliwości utracenia swojej mocy, piękna i potęgi szybko opracowuje plan pozbycia się potencjalnej konkurentki. Jest kiepską matką, przez co nie sprzyja jej nawet jedyna córka - Cordelia Foxx (Sarah Paulson). Lange świetnie sprawdza się w wydaniu sprytnej, silnej manipulatorki, choć nie zaskakuje fana poprzedniego sezonu, gdzie pokazała się jako konkretna i zdecydowana siostra przełożona. Podobieństwo tych postaci jest pod wieloma względami oczywiste. 

Kolejne zjawisko, z którym spotykamy się tu ponownie to miłosny duet w wykonaniu Taissy Farmiga i Evana Peters'a. Taissa gra dobrze, ale jej postać - Zoe - trochę bladnie przy kalejdoskopie innych, bardziej wyrazistych bohaterów i po obejrzeniu całości dość szybko się o niej zapomina. Wyrazistość traci zwłaszcza przy Madison Montgomery (Emma Roberts), miejscowej zepsutej, zołzowatej gwiazdce, która wywołuje u odbiorcy o wiele bardziej intensywne emocje. Roberts doskonale wzbudza w widzu odczucie nienawiści i pragnienie, by jej bohaterka jak najszybciej zniknęła z powierzchni ziemi. Bywa przerysowana i przydałaby się jej nieco bardziej delikatna strona, ale to już chyba tylko "wina" scenarzysty. Trochę szkoda, że Peters'owi przypadło tym razem odegranie biednego, słabego i kompletnie podporządkowanego innym Kyle'a, bo nie dało mu to zbyt wiele pola do popisu. Zdecydowanie wolałam go w kreacjach z wcześniejszych sezonów. Z wszystkich bohaterek chciałabym wyróżnić zwłaszcza Delphine LaLaurie (Kathy Bates) i Marie Laveau (Angela Bassett). Zarówna gra aktorek, jak i dynamizm oraz charakterystyczność tych postaci sprawiły, że entuzjastycznie śledziłam ich losy, a na niektóre niedociągnięcia fabularne łatwiej było mi przymknąć oko. Męskich charakterów jest niestety wybitnie mało. W dodatku niejako pozostają oni w cieniu temperamentnych kobiet, które niemalże całkowicie nad nimi dominują. Jest to jeden z największych minusów produkcji. Nie przeszkadza mi historia, która w ciekawy sposób pokazuje kobiecą siłę woli, wiedzę, ambicję i ich niestereotypowe oblicze, ale tu praktycznie każdy pan zostaje wręcz zmiażdżony bądź kontrolowany przez związaną z nim w jakiś sposób niewiastę.  To więcej niż lekka przesada. Mamy tu co prawda ciekawego Spalding'a (Denis O'Hare) i zdającego się robić niezłe zamieszanie Axeman'a (Danny Huston), świetnie zagranych i przyciągających uwagę widza, ale nie zmienia to faktu, że ich los praktycznie zależy od przedsiębiorczych, podstępnych wiedźm. Przydałaby się choć jedna silna i niezależna męska postać.




Głównym ośrodkiem akcji staje się tu współczesny Nowy Orlean, choć pojawiają się też retrospekcje do wydarzeń z dziewiętnastego wieku. Szczerze powiedziawszy momenty fabuły, gdy cofa się ona lata wstecz zaintrygowały mnie znacznie bardziej, niż te osadzone w dzisiejszych czasach. Zarówno posępny klimat niewolnictwa i zabobonów, jak i arystokratyczna postawa zepsutej do szpiku kości Delphine LaLaurie, o wiele lepiej działa na wyobraźnię odbiorcy, niż realia wyeksploatowanej już na wszelkie możliwe sposoby zmodernizowanej cywilizacji bloków i wieżowców, przepełnionej pędem za karierą i nowoczesną technologią, tak dobrze znanej nam wszystkim na co dzień. Szkoła usytuowana w metropolii to dość kiepski pomysł na tworzenie odpowiedniego nastroju grozy, tajemnicy i niezwykłości. Miłostki, niesnaski, kłótnie pomiędzy nastoletnimi czarownicami są czasami nieco zbyt proste i obcesowe. Poświęcono też na nie zbyt wiele czasu, przez co niekiedy odnosiłam wrażenie, że zamiast horroru oglądam mocniejszą telenowelę. Twórcy chcieli tym razem postawić na lekkość i aktualność przywołanych przez nich tematów. Przez to serial stracił wiele z początkowej koncepcji oryginalnego, szokującego czasem horroru, a zrobił się bardziej historią o nastolatkach, problemach z akceptacją wśród rówieśników, buncie przeciwko zasadom moralnym i intrygach uknutych w celu zniszczenia wrogów. Całość jest bardziej przystępna dla widza, bo bywa zabawna, prześmiewcza, groteskowa. To prostsza rozrywka, związana ze zjawiskami, jakie zdarza się wszystkim obserwować osobiście. Niestety przez to momenty, które naprawdę przerażają, zmuszają do myślenia, pozwalają się oderwać od szarej rzeczywistości i wgniatają widza w fotel pojawiają się zdecydowanie rzadziej, niż w poprzednich sezonach. Po genialnym "Asylum" Falchuk i Murphy tym razem obniżyli nieco loty, a obiecujący wątek wiedźm zbyt często sprowadzali do postawy nastolatki z problemami emocjonalnymi, co skutecznie niszczyło obskurny nastrój grozy i potencjał kliku lepszych epizodów. Tym razem nie zauroczył mnie klimat, a szkoda, bo intro zachwycało tajemniczą posępnością.

Oceniając "American Horror Story: Sabat" pod względem ogólnego tempa akcji, utrzymywania odbiorcy w napięciu i osobowości oryginalnych, zróżnicowanych bohaterów, muszę powiedzieć, że sezon wypada bardzo dobrze. Irytuje tylko fakt, że przez obfitość scen typowo obyczajowych daleko mu do dobrego horroru, a bliżej do produkcji o nieco bardziej wyszukanych kobiecych intrygach. Podobnie, jak i w poprzednim sezonie,  mamy tu też do czynienia z mnóstwem chaotycznie prowadzonych wątków pobocznych. Każdy jest ciekawy, każdy śledzimy z przyjemnością, ale prawie żaden z nich nie zostaje do końca rozwinięty. Chaos tym razem dominuje i nieco utrudnia widzowi rozrywkę. Wielki potencjał jednego elementu gubi się szybko poprzez wdrożenie nowego. Rozczarowują niejasne, szybkie zakończenia scen, które naprawdę można by wspaniale rozwinąć. 




Zdecydowanym plusem omawianego sezonu jest różnorodność charakterologiczna bohaterek. Obok zakochanej w sobie, zimnej i uszczypliwej Madison mamy uprzejmą, naiwną, wycofaną ze społeczeństwa wielbicielkę zwierząt (Misty Day), zmagającą się z uprzedzeniami na tle rasistowskim Queenie, serdeczną i miłosierną Cordelię. Ładnie ukazano wątek różnicy pomiędzy cwaną i egocentryczną matką, a jej altruistyczną córką. Podobał mi się sposób, w jaki omówiono konflikt na tle rasowym. Konserwatyzm i uprzedzenia staroświeckiej Delphine LaLaurie (postać oparta na historycznej morderczyni) świetnie, lekko i satyrycznie zestawiono z bardziej liberalną i tolerancyjną współczesnością. Poruszany jest również temat chorego fanatyzmu religijnego, hipokryzji i dyskryminacji. Ciekawie ujęto motyw piekła. Z puli zjawisk dla wielbicieli grozy pojawiły się m.in. niewolnictwo, sadyzm, tortury, palenie na stosie, zabójstwo z siekierą w tle, "żywe" lalki. Wątków erotycznych i miłosnych jest sporo, jedynie pojedyncze sceny wydają się być miejscami wciśnięte trochę na siłę bądź przesadzone. Pomysł ze szkołą dla czarownic byłby jednak o wiele lepiej wykonany, gdyby zamiast opisywać wiedźmie kłótnie i rozterki emocjonalne, wspomnieć troszeczkę o samym procesie nauczania. Intrygująca oprawa muzyczna dodaje "American Horror Story: Sabat" charakteru i uprzyjemnia oglądanie każdego epizodu. Całość jest dużo lżejsza od poprzednich serii i z pewnością przyciągnie zainteresowanie szerszej publiczności.




Przyznam, że jako wielka miłośniczka "American Horror Story" i szokujących horrorów z cięższym klimatem tym razem nieco się rozczarowałam. Przyzwyczaiłam się do tego, że każdy dotychczasowy sezon wprawiał mnie niemalże w zachwyt i osłupienie. Tymczasem bogactwo bohaterów i wątków w tym nieco mi przeszkadzało, zdecydowanie wolałabym, żeby było ich mniej, ale w nieco bardziej rozwiniętej odsłonie. Nastrój grozy też nie imponował mi już tak bardzo, jak ten budowany w "American Horror Story: Asylum". Mimo wszystko zarówno dobre aktorstwo, jak i oryginalność oraz nieco rozrywkowy charakter słownych potyczek i niecnych intryg uknutych przez wiedźmy wspominam bardzo miło, a drobne potknięcia fabularne i brak porządnego męskiego charakteru jestem w stanie wybaczyć. Szkoda tylko, że "Sabat" nie wykorzystał całego potencjału, jaki drzemał w poszczególnych pomysłach twórców.  

POLECAM: miłośnikom lekkich historii grozy nawiązujących do problemów świata codziennego, którzy będą w stanie przymknąć oko na nieraz błahe i cukierkowe zachowanie nastolatek oraz mnogość słabo rozwiniętych wątków.

NIE POLECAM: wielbicielom mocnych horrorów z ciężkim klimatem, nieprzepadającym za historiami zdominowanymi przez silne, kobiece postacie.



Moja ocena:

6.5 /10,        4--



TRAILER:


RECENZJA POPRZEDNIEGO SEZONU"American Horror Story: Asylum" - tutaj


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Utwory na dziś:

Witchfinder General - Witchfinder General 
(doom metal)

Acid Witch - Swamp Spells 
(doom metal)


The Animals - House of the Rising Sun 
                                                (blues/folk rock)                                                  
 

****************
Witam Was ponownie! 

Mam nadzieję, że choć troszkę za mną tęskniliście i wybaczycie mi tę przerwę w blogowaniu. Musiałam uporać się z natłokiem szkolnych obowiązków, przygotowaniami do matury, kilkoma problemami osobistymi, a następnie licznymi wakacyjnymi wyjazdami. Na szczęście wszystkie plany wypaliły, a maturki poszły mi fantastycznie, co zaowocowało tym, że możecie nazywać mnie już studentką psychologii... Tak, zaskoczyłam samą siebie, bo ilość chętnych na jedno miejsce była szokująco wręcz wysoka i dopiero po ogłoszeniu wyników egzaminów zdałam sobie sprawę z tego, że spokojnie się dostanę. Widocznie nie zawsze warto ufać ocenom i oczekiwaniom ze strony nauczycieli i lepiej po prostu wierzyć w swoją wartość i efekty ciężkiej pracy przez żmudne i męczące trzy lata. Niestety, zdecydowanie nie wspominam zbyt pozytywnie lekcji w mojej byłej szkole i powiem Wam, że stres towarzyszący podczas pisania każdej z matur był kilkaset razy mniejszy, niż ten przeżywany przeze mnie każdego dnia roku szkolnego (zasługa nadmiernych oczekiwań ze strony nauczycieli i wielu absurdalnych wręcz sytuacji, które non stop mnie dołowały...) Tym bardziej się cieszę, że to już za mną i ponownie będę mieć czas dla Was! :-)




sobota, 20 lipca 2013

Wymiar serialu: "American Horror Story: Asylum" - Tortury i romanse w psychiatryku

Tytuł oryginalny: "American Horror Story: Asylum" 
Twórcy: Ryan Murphy, Brad Falchuk 
Sezon: 2 (niezwiązany fabularnie z sezonem pierwszym ! )
Gatunek: horror
Muzyka: James S. Levine
Polska premiera: 2012 - 2013
Kraj produkcji: USA
Ilość odcinków: 13
Obsada: Jessica Lange, Evan Peters James Cromwell, Zachary Quinto,  Sarah Paulson, Joseph Fiennes,  Lily Rabe
Opis:


"Zdobywca rekordowej ilości nominacji do nagrody Emmy, serial twórców „Bez skazy” i współtwórcy „Glee”, który definiuje pojęcie współczesnego horroru, znów powraca na ekrany telewizorów.



„American Horror Story: Asylum” to historia rozgrywająca się w latach 60tych w prowadzonym przez kościół katolicki zakładzie dla obłąkanych w Nowej Anglii. Zakład ten niegdyś był sanatorium dla chorych na gruźlicę teraz zaś zarządza nim Monsignor Timothy Howard (Joseph Fiennes) z pomocą siostry Jude (Jessica Lange) oraz doktora Ardena (James Cromwell). Z powodu restrykcyjnej natury epoki trafia tu cała gama pacjentów, z których nie wszyscy są chorzy psychicznie, lecz zostali zamknięci w zakładzie z powodu swoich nawyków i wyborów lub preferencji seksualnych, które wówczas nie były akceptowane przez społeczeństwo(...)"



Tortury i romanse w psychiatryku



Trudno dziś o serial utrzymany w konwencji horroru, który nie powiela znanych już wszystkim wątków, wybija się z gatunkowej niszy, zdobywa międzynarodową popularność i straszy dobrą fabułą, a nie marną jakością, czy też bezsensownym gore i lataniem po świecie z siekierką dla samej przyjemności widoku rozbryzgującej się krwi. Jeszcze ciężej zaś o taką perełkę, która obfituje we wszelkie nienaturalne, fantastyczne stwory, ale nie robi z nich cyrku śmiesznych, gumowych potworków podobnych do tych z filmów kategorii B, a jednocześnie nie brak jej przejmującego wątku obyczajowego oraz ciekawych, wielowymiarowych bohaterów. Kiedy jakiś tasiemiec zyskuje wielomilionową aprobatę - zazwyczaj osiąga to dzięki brakowi elementów paranormalnych i skupieniu się na analizie osobowości psychopaty bądź po prostu zwykłej, krwawej sieczce - w końcu wywołuje ona wiele intensywnych emocji. "American Horror Story" - jeden z wyjątków, kamieni szlachetnych małego ekranu i makabrycznych fenomenów ostatniej dekady, który zdobył sobie pokaźne grono fanów, uznanie krytyków i wiele prestiżowych nagród oraz nominacji - bez wątpienia zasłużenie wybił się do szerszej świadomości publicznej. Świetna gra aktorska i oryginalny, intrygujący scenariusz zrobiły swoje. Dzięki temu pierwszy sezon cyklu zdecydowanie wyróżnił się na tle innych, makabrycznych widowisk ostatnich lat i pozostawił odbiorców w niecierpliwym oczekiwaniu na kolejny. Wśród nich także i mnie. Nie ukrywam, że z "American Horror Story: Asylum" wiązałam spore nadzieje i ciekawiło mnie, co jeszcze zaprezentują nam twórcy oraz czy utrzymają dotychczasowy poziom produkcji. 



Fabuła sezonu drugiego nie wiąże się z historią przedstawioną nam w pierwszym. Wątki , pomysły, bohaterowie - wszystko jest tu świeże i intrygujące. Twórcy odpuścili sobie usilne kontynuowanie dziejów miejskiego domu i jego mieszkańców. Postanowili na kompletnie nową koncepcję,  dającą im całe multum możliwości rozwoju akcji i realizację wielu pomysłów jednocześnie. Tylko część obsady pozostała taka sama - ponownie spotkamy się tu m. in. z  Jessicą Lange, Evan'em Peters'em, Zachary'm Quinto - oczywiście w nowych rolach, z którymi poradzili sobie doprawdy rewelacyjnie - wielkie brawa kieruję tu zwłaszcza do Lange, bo postać grającej przez nią zakonnicy prezentowała się bardzo wiarygodnie i przejmująco, choć gra reszty aktorów również nie pozostawała daleko w tyle. Wszyscy mieli szerokie pole do popisu, każdy bohater serialu był wielowymiarowy i pozostawiał za sobą bogatą spuściznę kontrowersji, tragicznych przeżyć, grzechu oraz deprawacji. Jednocześnie posiadał też jaśniejszą stronę osobowości, tę delikatniejszą i bardziej ludzką, wrażliwą, emocjonalną, charakterystyczne dla siebie poglądy, zachowania, mimikę, pochodzenie, orientację seksualną, zawód - zdecydowanie wyróżniające go od innych. 

Głównym ośrodkiem akcji jest zakład dla umysłowo chorych w Nowej Anglii. Wydarzenia mają miejsce w latach 60-tych XX-ego wieku oraz w czasach współczesnych. Punktem wyjścia do cofnięcia się o kilkadziesiąt lat wstecz staje się pobyt zakochanej pary w zaniedbanym, opuszczonym już budynku. Podczas ich amorów przebywa tam jednak ktoś jeszcze... nie jest to osoba przypadkowa, ale zimnokrwista i wyrachowana, uparcie dążąca do wypełnienia swoich chorych zamiarów jednostka. Po tym swoistym wstępie fabuła przenosi się do czynnego ośrodka dla obłąkanych. W realia zabobonów, staroświeckich metod leczenia, nietolerancji.  Nie wszyscy pacjenci są chorzy psychicznie. Część z nich umieszczono tam za homoseksualizm, niecodzienny wygląd bądź dlatego, że po prostu znacznie różnili się od reszty społeczeństwa. W dobrym interesie placówki zatrzymano również tych, którzy mogliby komuś donieść o panujących w niej warunkach. Bo te - delikatnie mówiąc - znacznie odbiegają od wszelkich norm. Władzę nad wszystkim sprawują siostra Jude (Jessica Lange), ksiądz Timothy Howard (Joseph Fiennes) i dr Arden (James Cromwell). Przynajmniej do czasu... Niespodziewanie na miejscu pojawia się szukająca sensacji dziennikarka - Lana Winters (Sarah Paulson). Podąża za znanym mediom mordercą - Bloody Face - kolejnym "nabytkiem" zakładu. Jej przybycie rozpoczyna szereg tragicznych wydarzeń, niefortunnych zbiegów okoliczności i masę cierpienia. Również dla niej samej. Czy Lanie uda się pogrążyć tę straszną placówkę? Kto wesprze ją w tych działaniach? Jakie tajemnice skrywa budynek i jego personel? Jeśli chcecie poznać odpowiedzi na te pytania - obejrzyjcie "American Horror Story: Asylum".  

Każdy odcinek tego sezonu stanowił dla mnie prawdziwą ucztę dobrze podanej, błyskotliwie wkomponowanej i różnorodnej grozy. Autorzy pobawili się wszelkimi filmowymi gatunkami, które były naprawdę genialnym dodatkiem do wielowątkowego horroru. Zawarli elementy dramatu, thrillera, sci-fi, a nawet... muzycznego show i komedii. Wykazali się pokaźną ilością intrygujących pomysłów, naprawdę podziwiam wyobraźnię scenarzystów i to, że umieli je wszystkie razem połączyć. Wygląda to naturalnie, poszczególne wątki umiejętnie się ze sobą wiążą. Historia każdego bohatera przyciąga uwagę, nie nudzi i sprawia, że wprost nie można oderwać się od ekranu. Odpowiedni nacisk położono na przedstawienie psychiki postaci, krótką analizę psychologiczną ich sytuacji, zachowania, dokonywanych przez nich wyborów. Nie zabrakło istot nadprzyrodzonych, naukowych eksperymentów, seryjnych morderców, psychopatów, ofiar wojny i systemu, szczypty erotyki, wątków miłosnych i obyczajowych. Ukazano wizję nazistowskich zbrodni, eksperymentów na ludziach, tortur, elektrowstrząsów. Poruszono tematykę religijną, problem dyskryminacji, trudnego dzieciństwa. 

Dobrą oprawę zapewniła też muzyka. Zwłaszcza stara francuska piosenka - "Dominique" The Singing Nun. Z pozoru lekka, niezobowiązująca i beztroska (często pojawia się tu fraza "nique" - kto chce - może sprawdzić sobie tłumaczenie słowa "niquer"). Tu staje się ona dodatkową udręką pacjentów placówki dla obłąkanych. Reprezentuje nieubłaganą i niezauważalną przemijalność czasu, obłąkaną monotonię życia w ośrodku, stanowi świetny kontrast dla beznadziejności i tragizmu przebywających tam ludzi. Jest po prostu absurdalna. Uwypukla niedorzeczność całej sytuacji - ubarwianie publicznego wizerunku placówki, dbanie o słodkie, miłe pozory, które w rzeczywistości kryją deprawacje, masochizm, poniżanie i upadek moralny zarządzających budynkiem. Na uwagę zasługuje również "The Name Song" (link do wykonania tutaj)

Całość otacza tajemniczy, miejscami mroczny bądź na odwrót - nienaturalnie wręcz beztroski nastrój. Placówka prezentuje się bardzo realistycznie, surowo, czasami obskurnie, miejscami przypomina loch. Nadaje produkcji charakteru. Należałoby tu też wspomnieć o otaczającym ją lesie - i on odgrywa tutaj znaczącą rolę.

"American Horror Story: Asylum" to zdecydowanie jeden z najciekawszych i najbardziej specyficznych seriali grozy ostatnich lat. Imponuje wielowątkowością, obsadą i scenariuszem. Choć niektórych może zrazić przez obecność dosadnych scen i wielu bohaterów - całkowicie mnie pochłonął i na pewno go nie zapomnę. Drugi sezon produkcji utrzymał, a nawet przebił poziom pierwszego. Pozostaje tylko lekki niedosyt, że nie trwał dłużej, bo każdy wątek spokojnie mógłby posłużyć twórcom na kilkanaście dodatkowych odcinków.


POLECAM: miłośnikom seriali grozy charakteryzujących się wielowątkowością, zabawą z różnymi konwencjami, starannie wypracowanymi bohaterami.

NIE POLECAM: osobom poszukującym produkcji subtelnych, niewymagających, wrażliwym na brutalność.




Moja ocena:

9/10,         5+



TRAILER:


I NA KONIEC PYTANIE DO WAS: To moja pierwsza recenzja serialu, którą tutaj opublikowałam. Co o niej sądzicie? Czy chcecie, aby - poza recenzjami książek - pojawiały się tu również recenzje filmów/seriali? Czekam na Waszą opinię na ten temat :-)





~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Utwór na dziś:

Anthrax - "Madhouse" (thrash metal)